Wizyta komornika, a może lekarza?
Na
dworze padał deszcz, była sobota, ponure popołudnie, a ja siedziałam w
pracy. Nuda podwójna, bo i padało, i mały ruch w interesie. Odpisywałam
więc na listy, odwalałam zaległą korespondencję. Boże, mam już dość,
zakleiłam jedenastą kopertę!
Uff! Nareszcie koniec! Poczytam
sobie teraz nowe “Seksrety”, jak zwykle na początku anonse, choć
przyznam, że nigdy nie wysyłam listów. W drugiej kolejności czytam
opowiadania… nie będę udawać, że w czasie czytania nie podniecam się…
wręcz przeciwnie – wiercę pupą, jakbym siedziała na mrowisku, brodawki
mi nabrzmiewają, a ta łobuzica łechtaczka tak swędzi, że hej…
Czytałam
i ssałam swoje palce, wyobrażając sobie męski penis w mojej buzi…
głaskałam się po szyi… rozmarzyłam Się_ i nagle otworzyły się drzwi…!
Wizyta komornika, a może lekarza?
–
Witam panią! – Dzień dobry… – odpowiedziałam, a komornik westchnął na
mój widok cichutko. Coś dziwnie muszę wyglądać, bo tak jakoś mi się
przygląda. Odwiedził mnie już trzeci raz, zalegam ZUS…
– Czy pani
źle się czuje? – zapytał. – Tak! – Może mogę w czymś pomóc? – Tak…! i
duszno mi… – Otworzę okno. – Tak…! ale proszę przekręcić klucz w
drzwiach… i zgasić to światło. tak mnie jakoś razi jego blask.
–
Ależ oczywiście… może trochę wody? Już po chwili podał mi szklankę do
ust, dotknęłam jego ręki, poczułam jego ciepło. – Czy pani na coś
choruje? Jak serduszko? Ma pani takie zamglone oczy, może wezwać
pogotowie?
– Ależ nie…! nie trzeba… zaraz mi przejdzie. Duszno
mi, czuję ucisk biustonosza. – Jeżeli to pani nie krępuje. to odepnę
zatrzaski, będzie luźniej. – Dobrze… – odpowiadam potulnie – tylko
delikatnie.
Zdjął swoją kurtkę i poszedł na zaplecze umyć ręce. –
Ocho! Ależ ma pani tutaj urządzony kącik, tapczanik nawet jest, może
lepiej będzie jak pani się położy? – Tak…! ma pan rację…
Skąd on zna moje myśli?
Wziął
mnie za rękę i zaprowadził na tapczan, odpiął guziczki mojej bluzki
dość ślamazarnie, jakby się bał. A moje ciało już reagowało, oddech stał
się coraz mocniejszy, a oczy coraz mniejsze. On tymczasem rozpiął, a
potem zdjął biustonosz i uwolnił moje rozkoszne tytunie, tak bardzo
spragnione pieszczot. – Teraz lepiej… ?
– O tak… zupełnie
inaczej – westchnęłam. – Och, jakie ma pani piękne piersi, jakie duże,
nabrzmiałe… – I niedopieszczone… – dodałam. – Jak to…???
Wizyta komornika, a może lekarza?
Zdziwił
się, dotykał ich delikatnie opuszkami palców i przepraszał
jednocześnie. – Teraz to i pan ma takie mętne oczy – wyszeptałam. –
Proszę nie przepraszać, ale pieścić, pieścić, pieścić…
Spojrzał na mnie jak
wygłodniały pies, który prosi o łyżkę strawy. Chwyciłam go za głowę i
przyciągnęłam do swoich piersi, całował je, muskał delikatnie,
delektował się nimi i podziwiał… Wreszcie wziął brodawkę do ust i ssał
ją delikatnie…
Uuuuch! Trafił na mój delikatny punkt. Zasyczałam…
tym jednym dotknięciem uruchomił cały mój organizm, moje ciało falowało
coraz mocniej, fala wewnętrznego ciepła zalała mnie zupełnie, teraz już
nie dam mu przerwać i nie puszczę go tak łatwo. A on pocierał drugą
brodawkę palcami… Ojej! Sama rozkosz, jeszcze trochę, jeszcze…!
Wydawałam z siebie jęki, cały koncert erotycznych westchnień,
erotycznych odgłosów, moje hamulce moralne (przecież ja go nie znam!)
odmówiły posłuszeństwa, no i słusznie, muszę tego doznać, muszę!
Przeżywałam
orgazmy sutkowe, szalone orgazmy… Ale nie miałam jeszcze dość, o nie!!!
Wzięłam jego rękę i poprowadziłam ją do swoich rozłożonych nóg,
dotknęłam jego ręką majtek.
–
Dotknij…! strasznie tu mokro…! widzisz…? Nagle coś nim zatrzęsło.
Gwałtownie ściągnął ze mnie getry, majtki, a jego głowę poczułam na
swoim łonie. – Wspaniale… jaki zapach… ach…
Czułam jego gorący
język penetrujący moją rozpaloną cipkę, zlizywał moje soki i coś tam
sobie mruczał. – Jeszcze, jeszcze… nie przestawaj!
W pewnym
momencie pieszczot przyszczypnął lekko zębami moją łechtaczkę, poczuł
moją gwałtowną reakcję, jako że podrzuciło mnie do góry – uuuch! Znalazł
mój następny słaby punkt! Całował, lizał, ssał – nie wiem co tam
jeszcze robił, bo mało uważałam… Tryskałam raz po raz, doprowadził mnie
do niebiańskiej ekstazy, czułam chwilami, że mdleję, a jednak prosiłam
go o bis.
Jego serce biło jak szalone, płonął cały z pożądania i nagle wykrzyknął: – No nie…! A ja…!?
Położył
się koło mnie na tapczanie, a ja dotknęłam jego rozporka, powoli
masowałam go poprzez spodnie… a on, tak jak myślałam – nie wytrzymał
biedaczek, zadygotał, kwiknął – i jego spodnie zrobiły się lekko mokre.
Cisza, spokój… pełny relaks…
– Jak się czuje pacjentka? – spytał
grzecznie. – Jak to jak…? Bardzo dobrze! Jesteś wspaniały, mój lekarzu.
Wiesz, od dziś będę stale zalegała z tym ZUS, a ty będziesz regularnie
przychodził po składkę. – Dobrze, a jak będziesz się źle czuła, będę cię
badał i zastosuję odpowiedni lek… zgoda? – Zgoda, zgoda… byle dużą
dawkę… Jesteś ode mnie dużo młodszy, wiele się jeszcze musisz nauczyć. –
Będę solidnym uczniem, obiecuję. Ale jednego nie rozumiem, powiedz mi,
czy naprawdę źle się czułaś? – A czyż kobieta niedopieszczona może
dobrze się czuć…?
HELENKA, Wizyta komornika, Seksrety 3/1997
Komentarze
Prześlij komentarz