Dobrzedziałki pożyteczny i miły zawód. Za stolice seksu uchodzą: Hamburg, Amsterdam, Marsylia. Pod koniec średniowiecza ulubionym siedliskiem sex—businessu były miasta Rzym i Awinion. Pierwsze — siedziba papieża, drugie — antypapieża. Za tonsurą panny chmurą —mówi starodawne przyslowie. Nasze kurwy najliczniej i najlepiej prosperowały w Krakowie (na Krowodrzy), też siedzibie kurii. Jak się dobrzedziałkom (tak je nazywano) żyło?
Pisze historyk, Jan Ptaśnik: „Nie prześladowano nierządnic, ale, owszem, miano je nieraz w wielkiej cenie (…) Książęta i cesarze nie uważali sobie za ujmę domów ich z całym swym dworem nawiedzać, we wszystkich miastach niemieckich magistraty dbały o dobrą ich egzystencję…” No proszę. książęta i cesarze, z całą swoją świtą i obstawą, jak w dym walili do burdeli! Na oczach zachwyconego narodu! Jak dziś dostojnicy państwowi — do stoczni czy przodujących gospodarstw rolnych, ma się rozumieć indywidualnych.
Członek poselstwa Kazimierza Jagiellończyka do Rzymu, Marcin z Zalesia, wspomina, że po wręczeniu podarków królewskich papieżowi, Mikołajowi V, i po odespaniu podróży, ale przed podjęciem rozmów dyplomatycznych, delegacja polsko—litewska in corpore udała się na Zatybrze, gdzie burdel stał na burdelu. A co to były za rezydencje! I jaka obsługa!
Dobrzedziałki pożyteczny i miły zawód
Marcin z Zalesia pisze, że „domy one są wystawne jako naszych wielmożnych, a w różne fizerunki zdobne, a w bogate sprzęta opatrzone, a wirydarzami osobliwymi okolone”, personel zaś składa się ,,z niewiast nadobnych, nader gładkich, wszelakiej krwie i rasy, we wielkim swawolnictwie, a konwersycyjach biegłych”.
Królewski poseł nie pisze wprost, iżby osobiście miał się tarzać w rozpuście na Zatybrzu, ale wynika to jednoznacznie z jego barwnej relacji. Zatem korzystanie z tego rodzaju usług nie było niczym zdrożnym ani wstydliwym, mieściło się w normie obyczajowej. Miały dobrzedziałki swój cech, płaciły podatki i cieszyły się z takich samych praw i takim samym uznaniem jak, na przykład, piekarze, szewcy albo powroźnicy.
A Wrocław — za przykładem miast zachodnich — z okazji zapustów, czyli karnawału, obdzielał swoje kurwy podarkami. Pędził precz z miasta tylko podstarzałe. Jednak pojawiały się już zwiastuny złych czasów. Pierwszemu odbiło magistratowi Krakowa, który w roku 1398 umyślił sobie pogonić dobrzedziałki za mury miejskie. Ale na skutek powszechnych protestów, do tego barbarzyństwa nie doszło. Rajcowie, chcąc być w zgodzie z wartościami chrześcijańskimi, zwrócili się do uczonego dominikanina, ojca Jana Falkenberga, o ekspertyzę; gonić kurwy, czy nie gonić.
I oto ów mąż wydał wyrok salomonowy: owszem, z powodu moralności, należy gonić, jak najbardziej, ale z powodu żywotnych potrzeb społeczeństwa, należy pozostawić bezwarunkowo. Konkluzja: niech będą. Tak orzekł mądry dominikanin, co podaje się do wiadomości współczesnym stróżom w.c.
Pożyteczny i miły zawód
Ale wredna myśl zakiełkowała. Inne miasta zaczęły rugować rozrywkowe damy. Jednym z wrogów tego pożytecznego i miłego zawodu był biskup krakowski, Zawisza z Kurozwęk. Porządnie zalał sadła za skórę i krakowskim rajcom, i krakowskim kurwom. Atoli jednego razu, bawiąc przejazdem w Dobrejwodzie opodal Wiślicy (jeździł tym traktem często, z Krakowa do rodowych Kurozwęk i w stronę przeciwną), pod osłoną nocy, przystawił drabinę do wysokiego stogu siana, na którym sypiała sławna z urody młynarzówna, i pogramolił się na górę.


Komentarze
Prześlij komentarz