Po szóstym orgazmie eksplodował piorun


Po szóstym orgazmie, który sprawił, że odczułem jakby mi w kroku eksplodował piorun kulisty, ległem bez siły na – nie powiem – wdzięcznej “podkładce”. Dziesięć minut strawiłem na uregulowaniu oddechu, a minutę na odwróceniu ociężałej głowy, w którą ktoś delikatnie, ale stanowczo popukiwał. Przed odymionymi znużeniem oczyma pojawił mi się facet dość dziwny. 

 



Dziwota nie w tym, że miał długie, jasne włosy, bo takież miał niemal każdy nastolatek i niejednokrotnie nacinałem się, sądząc, że to jakaś młódka, lecz w tym, że zza ramion wystawały mu dwa jasne, ni to gałęzie pierzaste, ni to skrzydła. Husarz, czy ki diabeł? Ale w tym wieku?

– Co jest? – wykrztusiłem.

Wrzuć 3 tony węgla

– No i widzisz? Po co ci to było? Teraz ledwo zipiesz. Przecież to jest, jakbyś trzy tony węgla zrzucił do piwnicy. Lubisz zrzucać węgiel?

– Nie, ale to lubię.

– A co w tym aż tak apetycznego, że zabijacie się za tym? Jak ćmy do światła! 

 



– Nie próbowałeś?

Hm, jakby ci to powiedzieć, nie mam czym.

– Ucięto?

– Nie. Nie wyrośnięto.

– A, to nie dziw, że się dziwisz. Trzeba samemu spróbować, żeby ocenić i osądzać.

– Słuchaj… a nie tego, wiesz… nie pożyczyłbyś mi tego na chwilę?

– Chciałbyś doświadczyć? Ale to niemożliwe. To narząd. a nie przyrząd. Nie da się wymontować.

 



Po szóstym orgazmie eksplodował piorun

Spróbuję. Odwrócić się na plecy. nie na niej. Obok.

Sięgnął ręką; poczułem jakby mi wydarto mleczny ząb. A nim się opatrzył, jak obok załopotało głucho, jakby czochrał się pies, albo kopulował wielki królik. Ja w kroku miałem czczo. Nawet mglistego pociągu. Sięgnąłem dłonią -nic. Idealna gładź. Nawet nie ma się czym odlać. A on szalał.

No, jak to mówił pewien filozof: rzecz sama w sobie przyjemna, ale ruchy niegodne filozofa- wydyszał w krótkiej przerwie. – Zaczekaj, jeszcze z tej pozycji!

Miał tylko spróbować. A niech mu! Biedak nie zaznał tych rozkoszy; kaleka jakaś, czy co? Ja zdążę. Chociaż nawet mi się nie chciało, bo i czym. Zacząłem rozumieć jego poprzedni stosunek do tych spraw.

– Słuchaj, kończ. Już dość degustowałeś.

– Poczekaj, jeszcze “na jeźdźca”! – wydyszał. – Widziałem, jak robiliście! 

 



Już wszystko wie

Zaczęło mnie to denerwować. Zużyje mi “podkładkę”. Już ledwo zipie.

– Dość, do cholery, bo cię za pierze ściągnę!

Zszedł sam zdyszany, ale radosny. – Wiesz, niezłe! Słuchaj, ja tylko polecę na chwilę parę kilometrów dalej. Opala się tam taka jedna; wiesz, jak Ewa. Chciałbym spróbować, czy to tak samo…

– Dość wrzasnąłem zdenerwowany. – Oddaj, to moje! – wypadło tak, jakby dziecko upominało się o zabraną zabawkę. A skutek był taki sam. – 

 



Chwileczkę, nie bądź sobkiem! – szusem wypadł przez okno i znikną] za dachami. Nim się ubrałem, nim zbiegłem na dół, ślad po nim zaginął. Zrozpaczony, wchodząc na górę, macałem się bezowocnie po gładkim podbrzuszu.

Babki, to babki, ale z czym ja teraz do wyzwolonej erotycznie Europy? – Oddaj mi to! Nie bądź świnią!


KEDAT BEN ANAJ. Seksrety 11/1996.

Po szóstym orgazmie eksplodował piorun

Komentarze