Lubię ciuciubabkę. Miałam już dosyć współżycia z Pawłem. Wprawdzie był dla mnie dobry, nie skąpił pieniędzy na moje zachcianki. Nie było dla niego problemem wręczyć mi np. dwa, trzy miliony i powiedzieć: masz Reniu, kup sobie coś, na co masz ochotę. Miałam więc doskonałe warunki studiowania. Pokój w willi Pawła, i utrzymanie i właściwe żadnych obowiązków oprócz jednego: być mu posłuszną w zakresie jego upodobań seksualnych. Może nie był zboczeńcem, ale jego pragnienia, które miałam obowiązek spełniać bardzo mi nie odpowiadały.
Nie było tych obowiązków tak wiele, czasem raz, czasem dwa razy w tygodniu i to nie przez całą noc. Paweł, nie mówiąc już o mnie, wolał sam sypiać. Był wdowcem grubo po sześćdziesiątce i trafiłam do niego przez ogłoszenie w gazecie. Zwykłe i banalne: pokój w domku jednorodzinnym wynajmę studentce. Kiedy się zorientował, że raczej jestem niezamożną dziewczyną, a także pozbawioną zbędnej pruderii za-proponował układ: nie płacę za mieszkanie i utrzymanie, mogę się spodziewać gratyfikacji i prezentów za to, że będę mu powolna i miła – jak to określił ze staroświecką galanterią. Zgodziłam się prawie bez namysłu.
Lubię ciuciubabkę
Pierwszy raz odbyłam stosunek w pierwszej licealnej, podczas oazowego obozu. Kleryk z ostatniego roku teologii był miłym i znającym się na rzeczy młodzieńcem. Do dziś pamiętam, gdy podczas wycieczki oddaliliśmy się od całej grupy. Schowaliśmy się w paśniku na sianie przeznaczonym dla leśnej zwierzyny. Najpierw z wielkim znawstwem rozgrzewał mnie pocałunkami, mistrzowsko zmieniając rytm masowania łechtaczki. Zorientował się, że mam jeszcze błonę. Powiedział, że będzie uważał, aby jej nie uszkodzić. Ja Bogiem a prawdą miałam już dość tych połowicznych pieszczot z kolegami, kiedy udawało im się wprowadzić swój członek najdalej do przedsionka i całą wewnętrzną stronę ud oblewali mi gorącą gęstą spermą.
Oni nawet byli zadowoleni, ale za to ja rozdygotana i niezaspokojona. Postanowiłam więc stracić cnotę z sympatycznym księżoszkiem. I choć bolało okrutnie, tak sprytnie dźwignęłam pupę, że Rafał – gdyż tak miał kleryk na imię – nagle znalazł się w pobliżu wejścia do macicy. Nawet to pieczenie przeszło, gdy w swoim wnętrzu poczułam rzekę gorącej spermy. Uspokoiłam też Rafała, aby się nie bał, gdyż wiedziałam, że jestem w najbardziej bezpiecznym dla kobiety okresie.
Ale chyba dopiero za trzecim razem, gdy ginekolog założył mi spiralę mogłam się bez żadnych zahamowań oddawać ulubionej przeze mnie rozrywce. Pomagało mi to nawet w nauce, wciąż byłam najlepszą uczennicą i chlubą rodziców. Partnerów dobierałam sobie zawsze starszych i aby uniknąć niepotrzebnych komplikacji byli to zazwyczaj dosyć zamożni małżonkowie, którzy swoim przyjaciołom podawali namiary ognistej małolaty, która choć tego nie wymaga, ale bardzo lubi prezenty, a najlepiej gotówkę.
Lubiłam obserwować ptaki
Mężczyznom bardzo odpowiadały moje upodobania: na przykład bardzo lubiłam obserwować zachowanie ich ptaków: jak tężeje, jak zsuwa mu się samoczynnie napletek, jak rozchyla się i powiększa otwór w łebku. Gdy go obserwowałam zaczynałam odczuwać rozkosz i cała przygotowywałam się do tego, co miało niechybnie nastąpić. Moi chłopcy zawsze mi mówili, że tak obficie namoczonej cipki, to jeszcze w życiu nie spotkali. Zresztą niektórzy z nich z upodobaniem zlizywali buchający jak z wulkanu mój śluz.
Ja także od czasu do czasu miałam ochotę na minetkę. Ale uprawiałam ją, można by powiedzieć, racjonalnie. Gdy po dłuższych pieszczotach zauważyłam, że mój kochanek już myśli tylko o tym, aby go jak najszybciej włożyć, wiedziałam, że moim doznaniem będzie tylko i wyłącznie rozczarowanie. Ruszy się parę razy, wypełni mnie spermą, a ja zostanę na przysłowiowym lodzie.
Dlatego też, jakby zapobiegawczo z moich dosyć grubych i wydatnych warg robiłam ryjek, brałam tego zwierzaka do ust i już niewiele trzeba było z mojej strony wysiłku (wystarczyło parę razy pomerdać językiem), by mieć całe usta wypełnione ciepłą, świeżą, lekko pachnącą spermą. Przełykałam ją z lubością co też dodatkowo podniecało mojego partnera. Potem odrobina pieszczot i najdalej po pół godzinie był on gotowy do tradycyjnego stosunku, w którym wykazywał wiele starań o pełne moje zaspokojenie.
Wspominam o swoich wcześniejszych przeżyciach, gdyż chcę, abyście się drodzy czytelnicy zorientowali, że byłam normalną, miłą dziewczyną i to dopiero wyjaśni przyczyny zerwania mojego tak interesującego kontaktu z Pawłem.
Lubię ciuciubabkę
Pamiętam pierwsze „kontraktowe” zbliżenie z moim panem. Usiadł na fotelu zupełnie nagi, poprosił, abym uklękła między jego udami. Był zupełnie zwiędnięty i nie wyglądał na dziarskiego, przygotowującego się do bitwy ochotnika. Podniosłam go wraz z woreczkiem zawierającym klejnoty w obydwóch dłoniach do ust. Było trochę dziwnie, gdyż przyzwyczajona byłam do sprężystej, drgającej mięsistości, a teraz miałam do czynienia z delikatną wiotkością. Obudziła się we mnie zawodowa ambicja. A to podsysanie, a to masaż końcem języka po wędzidełku, a to ściąganie napletka daleko, daleko, ale też ostrożnie, aby nie doprowadzić do choćby najmniejszego bólu.
Myślałam też praktycznie. Warunki kontraktu bardzo mi odpowiadały i bałam się, że Paweł może poczuć się zawiedziony i zerwie naszą umowę. Z radością zauważyłam, że mój mięczak coraz wyraźniej tężeje, a nawet zaczyna się samoistnie poruszać. Gdy doszłam do przekonania, że już chyba wystarczy, podniosłam się z kolan, położyłam na sofie zachęcająco rozkładając nogi, aby Paweł spróbował w pozycji klasycznej. Zresztą, jeśli odniosłabym wrażenie, że jest mu zbyt szeroko, natychmiast ściągnęłabym uda wytwarzając ściankami pochwy miłe dla mnie i partnera tarcie.
Paweł skorzystał z mojej oferty. Położył się na mnie i trochę poleżał bez ruchu. Daremnie zachęcałam do zespolenia wysiłków rytmicznie unosząc pupę. Przyjmował moje starania bez entuzjazmu. Był milczący i nawet ponury. Wreszcie uśmiechnął się i bardzo precyzyjnie tym swoim dostatecznie twardym i nabrzmiałym zwierzakiem penetrował mnie dokładnie i ze znawstwem. Nie zaniechał zmiany rytmu, badania wejścia do macicy, ślizgania po łechtaczce i równoczesnej pieszczoty sutków i wnętrza uszu. Nawet nie spostrzegłam się jak nadeszły dwa orgazmy: jeden po drugim. Obserwowałam Pawła. Jego twarz przypominała maskę. Jakby nakręcony stary, ale dobrze zakonserwowany automat do sprawiania kobiecie przyjemności. Ani śladu podniecenia na twarzy.
Panienka z okienka
Był ciepły wrzesień i okno mojego pokoju na ogródek było otwarte. Paweł stanowczo powiedział: wstań i ubierz górę piżamy. Wychyl się przez okno – dodał. Zdezorientowana bez słowa oparłam się o wysoki parapet. Poczułam, że Paweł rozchyla mi pośladki. Byłam przekonana, że pragnie wziąć mnie od tyłu i nawet trochę się uniosłam, aby ułatwić mu wejście. Poczułam zapach kremu i namaszczanie otworu położonego wyżej. Z pewnym strachem, ale i zaciekawieniem, gdyż nigdy nie próbowałam tzw. stosunku analnego, oczekiwałam co będzie dalej.
Gdy wchodził, poczułam się dziwnie, ale i rozkosznie rozdarta. Jakby napęczniała. To nie była rozkosz do jakiej byłam przyzwyczajona, ale bardzo dziwne uczucie. „Mój pan” poruszał się bardzo delikatnie. ręką sięgnął do łechtaczki, którą masował. Coraz bardziej rozluźniałam się by wreszcie poczuć niezbyt obfity i powolny wytrysk spermy. Pogłaskał mnie po głowie, poszedł do łazienki i już nie wrócił.
Zauważyłam, że w jego gabinecie długo paliło się światło, a biurko było zawalone aktami sądowymi, gdyż „mój pan” był cenionym adwokatem.
I tak monotonnie płynęły dni. Zawsze tak samo. Niestety podczas przygotowań do stosunku w pupie nie miałam już orgazmu. Skończyło się na kilku. I choć, jak wspomniałam, miałam znakomite warunki studiowania, czułam się jednak zestresowana i smutna. O spełnianiu swoich „kontraktowych” obowiązków myślałam z coraz większą niechęcią. A kochałam przecież radosny seks. Nie żądając w zamian jakichś uczuciowych nadzwyczajności.
Lubię ciuciubabkę
Myślałam nad zmianą sytuacji życiowej. Miałam dość Pawła. Tym razem ja dałam ogłoszenie o nie co prowokującej treści: atrakcyjna, ale spokojna studentka poszukuje niekrępującego pokoju. Znalazło się kilkanaście ofert. Przyjęłam propozycję samotnej starszej pani, która sprawiała wrażenie osoby, której kiedyś nie peszyły swobodne obyczaje.
Zaproponowałam sumę wyższą za komorne aniżeli ona prosząc w zamian o wyrozumiałość dla moich obyczajów. Pani się zgodziła. Na razie wciąż mieszkałam u Pawła opłacając drugą garsonierę. Zaczęłam bywać w miejscowym Klubie Biznesu. Bez kłopotu poderwałam miłego czterdziestolatka. Był bardzo wesoły. Powiedział, że domu musi być poważny i smutny, gdyż jego dobry humor doprowadza do wściekłości jego żonę.
Drinkowaliśmy sobie, potem poszliśmy do mojej garsoniery, w której na naguska ze śmiechem ganialiśmy się po pokoju, urządzaliśmy różne wesołe zabawy. Na przykład ja uciekałam na czworakach po dywanie, a on gonił mnie na klęczkach, jak to określał: „z dymiącym patafianem w garści”. Gdy już go włożył wołał: wio i wesoło popychał mnie w stronę kanapy. Pierwszy stosunek mieliśmy chyba po 20 minutach. Następne trzy – wcale niewymuszone i pełne radości i zabawy w ciągu następnych dwóch godzin. Lubię ciuciubabkę
Zapytałam go, ile może mi płacić miesięcznie za to, że kiedy tylko zechce będę do jego dyspozycji. Odparł, że stać go na trzy miliony. Powiedziałam, że to mi wystarczy i jeśli nie jest paskudnym zazdrośnikiem to niech znajdzie mi równie sympatycznych jak on, co najmniej trzech przyjaciół, których będę kochać równie wesoło i namiętnie jak jego i na tych samych warunkach finansowych. Odpowiedział, że najdalej za trzy dni przyjdzie z trzema przyjaciółmi.
Lubię ciuciubabkę
Tego dnia wyprowadziłam się od Pawła. Cała czwórka moich „sponsorów” zgłosiła się w umówionym terminie. Byli trochę rozhukani, czasami krzykliwi, ale weseli. Przystali na moje warunki. Już w pierwszy wieczór bez żadnych zahamowań zabawialiśmy się we czwórkę bardzo wesoło. Na przykład w znaną wszystkim „ciuciubabkę”. Leżałam sobie nagusieńka z zawiązanymi oczami, a moi chłopcy mieli prawo każdy trzy razy mnie spenetrować. Jeśli zgadłam, zapisywano liczbę moich trafień. Ten, którego rozszyfrowałam największą ilość razy miał prawo do minetki, drugi w kolejności do cipki, dwóch pozostałych pechowców do moich zgrabnych łapek.
Byłoby to nawet dosyć malownicze zdjęcie. Siedziałam sobie na tym, który był na pozycji drugiej. Zdobywca pierwszego miejsca trzymał smoka w moich ustach, dwaj pozostali jak żołnierze na warcie stali po mojej prawicy i lewicy, a ja starałam się ich doprowadzić do wytrysku. Kto pierwszy się na mnie spuścił też z zabawy odpadał, ale i tak po kolei zostawałam w końcu z najwytrwalszym. Zostawał on zwycięzcą i np. jeśli był nim ten „z rączki”, miał prawo dokończyć zabawę według własnego uznania w cipce albo w buzi.
Śmiechu było co niemiara i każdy miał prawo do realizacji własnych pomysłów – takie i ja. Na którymś z kolejnych spotkań wymyśliłam „zmianę wart”. Chłopcy siedzieli sobie grzecznie na tapczanie z tymi swoimi masztami „na baczność”. Ja ich przemiennie dosiadałam. I tylko ode mnie zależało, z którym i on i ja mieliśmy orgazm. Oczywiście nie pozostawiałam pozostałej trójki bez zaspokojenia i mieli oni prawo, a ja obowiązek doprowadzić ich przynajmniej do jednego wytrysku bądź to w formie minetki lub tradycyjnej.
Różnie zabawialiśmy się, ale od początku zastrzegłam, że jeśli chodzi o pupę, to nic z tego. Tak bardzo miałam dość mojego pierwszego sponsora. RENATA. Lubię ciuciubabkę. Peep Show 12/1994.
Komentarze
Prześlij komentarz