Moje wakacje nad morzem. Wysiadając z pociągu od razu poczułam ten świeży, charakterystyczny morski zapach. Warszawa została daleko.
— Wreszcie jesteśmy – powiedziałam do Marty i obie zaczęłyśmy się zachwycać morskim powietrzem. Po prawie 11-to godzinnej jeździe trzęsącym pociągiem, miło było stanąć na stacji w Kołobrzegu. Przyjeżdżamy tu z Martą co roku na wakacje, już od czterech lat. Czas spędzony w Kołobrzegu nigdy nie był dla nas stracony. Mamy nadzieję, że i teraz też nie będzie stracony.
Udałyśmy się jak zwykle na camping. Rozbiłyśmy namiot – o dziwo nie znalazł się żaden chętny do pomocy. Kostiumy kąpielowe, ręczniki i biegiem, jak najszybciej na plażę. Słońce świeciło ostro, było bardzo gorąco. Pierwsze spotkanie z morską wodą – brrr, zimno – trzeba się wycofać. Sam Bałtyk przywitał nas raczej dość chłodno. Stałyśmy obie na samym brzegu, fale moczyły przyjemnie nasze stopy.
— Wchodzimy – powiedziała wreszcie Marta. Zacisnęłyśmy zęby i z kwaśnymi minami wspólnie przełamałyśmy opory, wchodząc do pasa w wodę. Już po kilkunastu minutach, chłodne przywitanie pozostało jedynie wspomnieniem. Po burzliwej kąpieli wyszłyśmy z wody. Ciepły piasek rozgrzewał nasze zimne stopy. Nie zdążyłyśmy się jeszcze dobrze położyć, a obok nas, po sąsiedzku rozłożyło się trzech młodych chłopaków.
Ten czwarty
— Całkiem niczego sobie – szepnęła mi dyskretnie Marta do ucha. – Którego wybierasz? -zażartowała.
— Tego czwartego – odpowiedziałam całkiem poważnie.
Marta cicho zachichotała. Zmęczona po całonocnej podróży, przysnęłam chyba trochę. Marta nakryła mnie ręcznikiem, aby mój pierwszy kontakt ze słońcem nie okazał się zbyt bolesny dla mnie. Nie wiem ile czasu drzemałam.Kiedy się przebudziłam, Marta była w pełni pochłonięta rozmową z trzema kawalerami, którzy się chyba do nas trochę przysunęli, gdyż w rzeczywistości nie byliśmy już sąsiadami, lecz stanowiliśmy jedną zwartą gromadkę.
Marek, Krzysiek i Robert, Marta podała ich imiona. Wszyscy dobrze znają Warszawę, mieszkają w Otwocku. Nasi nowi koledzy byli bardzo mili i sympatyczni. Przed odejściem, zaprosili nas wieczorem na dyskotekę, obiecując, że przyjdą po nas o 20-tej. Jak się dowiedziałam, są zakwaterowani na tym samym campingu, a ich namiot jest rozbity w drugim końcu.
— Całkiem nieźle, jak na początek – powiedziała zadowolona Marta.
— Co masz na myśli? – zapytałam niewinnie.
— Powiedz lepiej, który ci się podoba?
— Noo, już powiedziałam, że ten czwarty.
— Przestań, pytam na serio, bo mnie osobiście jeden z nich przypadł trochę do gustu.
— Robert?
— Skąd wiesz?! Tobie on też się podoba?
— Nie, nie o to chodzi, ale chyba znam ciebie lepiej niż samą siebie.
Przed 20-tą zauważyłyśmy trójkę naszych znajomych błądzących po campingu. Bacznie rozglądali się po wszystkich namiotach, szukając oczywiście nas.
— 0, już są, zaraz ich zawołam, bo jeszcze nas nie znajdą.
— Nie, poczekaj – powiedziałam. – Niech się trochę pomęczą, na pewno nas znajdą – i wycofałyśmy się w głąb namiotu, aby nie ułatwiać zbytnio zadania naszym znajomym. A jednak to prawda, że „dla chcącego nie ma nic trudnego” – pomyślałam, gdy w pewnej chwili usłyszałam nad głową: — Ooo, tu jesteście! – tak zostałyśmy znalezione.
Dyskotekowe pląsy
Na dyskotece na szczęście, nie było zbyt tłoczno. Nasi fundatorzy rozpoczęli wieczór od stawiania drinków. Potem trochę potańczyliśmy, starałam się nie tańczyć zbyt często z Robertem, aby nie podpaść u Marty. Za każdym razem, kiedy z nim tańczyłam, dyskretnie mrugała do mnie ostrzegawczo. Zdecydowanie najwięcej bawiłam się z Markiem, a później już właściwie tylko z nim. Tańczyliśmy dużo, w przerwie siedzieliśmy i piliśmy drinki przy barku, rozmawiając ze sobą. Byłam zadowolona.
Dochodziła już pierwsza w nocy, kiedy poczułam się trochę niedobrze. Przemęczenie podróżą, może zbyt dużo słońca na raz i zbyt dużo drinków.
To spowodowało, że zapragnęłam pooddychać świeżym morskim powietrzem. Wyszłam z Markiem z dyskoteki. na zewnątrz była wspaniała noc. Niebo pełne jasnych gwiazd, w powietrzu zapach morza i jednostajny, nieustający szum fal. Moje wakacje nad morzem.
Poszliśmy na molo, a potem spacerowaliśmy po plaży trzymając się za ręce (chyba wyglądaliśmy jak para zakochanych). Wytworzył się bardzo romantyczny nastrój. A my idąc razem, już przytuleni do siebie, powoli mu ulegaliśmy. To może wydać się śmieszne, ale naprawdę, nigdy nie przypuszczałam, że spacer po plaży wzdłuż brzegu morza może być taki wspaniały.
Moje wakacje nad morzem
Poczułam się zdecydowanie lepiej. Wspaniała letnia noc i świeże, chłodne powietrze wpłynęły znacząco na poprawę mojego samopoczucia. Z zamyślenia do rzeczywistości przywrócił mnie niespodziewany i niezwykle namiętny pocałunek Marka. Byłam trochę zaskoczona. Marek z pożądaniem patrzył w moje oczy. Przez koszulkę zaczął delikatnie gładzić moje piersi. Położyliśmy się na piasku. Włożył rękę pod moją koszulkę, aby już bez żadnych przeszkód móc masować moje piersi. Całował mnie po twarzy, szyi, rękach, piersiach.
Czułam jak delikatnie i z wyczuciem przygryza zębami moje sterczące sutki. Jedną rękę wcisnął powoli pod moje szorty. Byłam całkowicie oddana tej chwili. Nie myślałam, że jesteśmy na plaży, że może ktoś nadejść, że nie wypada, że nie powinnam. Zapomniałam zupełnie o wszystkim. Rozkoszowałam się tym, co było w danej chwili. Odpłynęłam w świat sennych marzeń i iluzji. Nie znaliśmy się, nie wiedzieliśmy o sobie nic. Widzieliśmy się po raz pierwszy, a wszystko robiliśmy tak, jak gdyby to było zaplanowane, wyreżyserowane, jak byśmy się kochali ze sobą po raz setny.
Czułam jak Marek liże językiem moje dyskretne miejsce między udami. Jedną ręką trzymał mnie za pośladek, drugą rozszerzał moje wargi. Byłam już bardzo wilgotna. Nagle odczułam wątpliwości, czy to się dzieje naprawdę? Czy to jest jawa? A może po prostu śnię?
Całowałam namiętnie jego stojącego członka, masowałam i lizałam jego jądra. Marek cicho pojękiwał. Ścisnęłam lekko udami jego głowę. Czułam jak jego język szpera w moim wnętrzu. Wszystko inne zostało gdzieś daleko, jakby w innym wymiarze. Codzienne kłopoty, a nawet dyskoteka i morze, to wszystko gdzieś zniknęło. Byliśmy tylko my dwoje. Moje wakacje nad morzem.
Czułam, że już niedługo osiągnę punkt kulminacyjny – wspaniałą rozkosz. Markowi także niewiele już brakowało. Nie mogłam się doczekać jego orgazmu, chciałam, żeby wreszcie trysnął. Widok tryskającej fontanny spermy ucieszyłby moje oczy. To wspaniały widok, to owoc mojej pracy dający mi satysfakcję. Wytężyłam wszystkie swoje siły. Pieściłam jego genitalia ze zdwojoną energią, aby przyspieszyć ten moment. Na szczęście na efekty nie musiałam długo czekać. Ciepła ciecz zalała moje usta. Nie wyjmując członka z ust; pieściłam go nadal, powoli, delikatnie i spokojnie.
Satysfakcja, jaka mnie ogarnęła po orgazmie Marka, świadomość, że moje pieszczoty osiągnęły zamierzony cel podniecała mnie jeszcze bardziej. Teraz Marek był w natarciu. Jego zręczne palce i bardzo ruchliwy język szybko osiągnęły swój cel. Tuż przed samym orgazmem odczułam lekkie, przyjemne dreszcze… I odpłynęłam gdzieś bardzo daleeeko, daleeeko.
Do naszego świata przywrócił mnie, swojski, przyjemny szum fal morza. Otworzyłam oczy. Leżeliśmy razem na plaży. Trzymając się za ręce, wsłuchani w szum morza, patrzyliśmy na gwieździste niebo. Kiedy przytuleni wracaliśmy do dyskoteki, nie rozmawialiśmy, nie mówiliśmy nic. Jedno wzajemne spojrzenie w oczy wystarczało za setki, tysiące słów. Od tej chwili już zawsze pozostaliśmy razem. Moje wakacje nad morzem. Peep-Show, 12/1994
Komentarze
Prześlij komentarz