Zielony kajet – wszystko będzie inaczej

Zielony kajet – wszystko będzie inaczej. Krzysztof nie wiedział, co robić. W głowie miał chaos. Czuł tylko jedno: nie chciał teraz spotkać się z Agnieszką, a przecież lada moment mogła wrócić do domu. Odłożył zielony kajet na miejsce, ubrał się i wyszedł. Resztę wieczoru spędził w barze, popijając samotnie i popadając w melancholię.

 


Wrócił dobrze wstawiony, od razu położył się spać. Miał sen, pełen smutku i wyuzdania Agnieszki. „Teraz wszystko będzie inaczej” — mówiła jego żona we śnie. „Teraz wszystko będzie inaczej”. Oglądał jej igraszki z dwoma mężczyznami, jak na erotycznym filmie. Ocknął się podniecony. Miał wzwód, to mu się ostatnio rzadko zdarzało. Zapragnął pójść do pokoju Agnieszki i rzucić się na nią, uprzytomnił sobie jednak, że po wieczornym popijaniu jest raczej nieświeży, mało apetyczny jako partner. 

Zapomniane zakupy

Nagle olśniło go. Nagle wiedział, co musi zrobić. Doprowadził się do ładu i wyszedł z domu, zanim ona się obudziła. Po pracy podjechał do jedynego sex-shopu w mieście. Trochę onieśmielony przeszedł się pomiędzy wystawionymi na półkach eksponatami. Kupił lateksowy członek z regulowaną częstotliwością wibracji. „Prędzej czy później muszę się z nią
rozmówić” — pomyślał. — „Zacznijmy jednak od tego, co może być najprzyjemniejsze. Być może sama mi wszystko wytłumaczy, być może uda mi się po prostu o wszystkim zapomnieć”.

Kupił kwiaty i dwie butelki wina. Po namyśle wziął jeszcze pół litra białej wódki. Do domu wrócił dźwigając też różne frykasy, na które — kiedy zaczął je kupować — nabrał wielkiej ochoty.


 Tego wieczoru urządzili sobie małe przyjęcie. Agnieszka była trochę zdziwiona, ale o nic nie pytała. Wypili kilka kieliszków i zaczęli się całować, siedząc przy zastawionym stole. Oddawała jego pocałunki z żarem, jakiego nie znał w jej wykonaniu. Wsuwała mu głęboko gorący język i wylizywała nim zachłannie wszelkie zakamarki. Był podniecony wprost nieprzytomnie. Wziął ją na ręce i zaniósł do łóżka. Na szczęście wibrator schował wcześniej w szafce nocnej. Tej nocy kochali się na różne sposoby, do utraty tchu. Niewiele mówili i w końcu zasnęli w objęciach. Rano wciąż spała, gdy dyskretnie zajrzał pod ręczniki. Zielonego pamiętnika nie było.

Naleśniki dobre na wszystko

Wyszedł do pracy. Kiedy wrócił, zastał tylko kartkę na stole. „W piekarniku są naleśniki. Poszłam do kina”, Przez chwilę nie wiedział, co myśleć. Naleśniki były jego ulubionym daniem, Agnieszka dobrze o tym wiedziała. A on wiedział, że jej nigdy nie chciało się robić dla niego naleśników. Wymigiwała się dowodząc, że utyje, że to niezdrowe, czasem przynosiła naleśniki kupione w sklepie. Więc teraz był mile zaskoczony.

Z drugiej jednak strony po tym, co zaszło między nimi w nocy — spodziewał się, że zastanie ją w domu. Że nastąpi jakaś kontynuacja, coś się wyjaśni. Agnieszka wyraźnie nie chciała się z nim spotkać. Nie miał jednak wyboru, musiał sam zjeść ulubiony obiad. Podsmażył naleśniki, posypał je cukrem i polał śmietaną. Podniósł pierwszy kęs do ust i zastygł w pół gestu. Rzucił widelec, zerwał się, podbiegł do szafy. 

Zielony kajet leżał jakby nigdy nic na swoim miejscu. Otworzył go. Pojawił się nowy zapis. Wrócił do stołu i jedząc naleśnik, czytał powoli ładne, staranne pismo żony: „Krzysiu zaskoczył mnie zupełnie. Miałam nadzieję, tak, marzyłam, ale w gruncie rzeczy nie spodziewałam się. A kiedy zaczął mnie całować, poczułam, że czas cofnął się i dostaliśmy szansę uratowania naszego małżeństwa. W jednej chwili nadzy leżeliśmy w łóżku. Zaczęłam całować go jak szalona, po rękach, po piersiach, zsunęłam się w dół i przytuliłam do twardego członka. Bez wahania wzięłam go do ust, zaczęłam ssać, oblizywać i całować. Mój mąż na moment znieruchomiał. Nie znał mnie takiej, ale ja niczego już nie pragnęłam tak, jak tylko kochać się z nim i być cała dla niego.

Nie znał jej takiej

Bez czekania na reakcję stanęłam w rozkroku nad jego twarzą. Poruszyłam pupą, wygięłam się w pasie i jednocześnie chwyciłam jego rękę, podsunęłam i zdecydowanym ruchem bioder nadziałam się na dwa jego palce. Moja szparka już lekko zwilgotniała, palce weszły w nią gładko. Było cudownie. Całowałam jego wielki penis, czułam, jak drga w moich ustach. Ośmieli-łam go do bardziej zdecydowanego działania, pomagając przez chwilę poruszającym się we mnie niemrawo dwóm palcom. Sięgałam do swej szparki od góry, układając dłoń pomiędzy pośladkami, i wcisnęłam jeszcze swój palec, głęboko i zachłannie.

Musiało mu się to spodobać, bo jego członek poruszył się w moich wargach. Wyciągnął swoje palce ze mnie powolutku, dając mi miejsce, z którego moje paluszki skwapliwie skorzystały. On tymczasem objął moją wypiętą pupę i zaczął delikatnie i subtelnie wylizywać migdałek łechtaczki. Jego język, szeroki jak łopata, ale jednocześnie miękki, gorący, zaczął przesuwać się miarowo wzdłuż warg sromowych, nie zaniedbując zanurzenia się za każdym razem w dziurce. Język był niezwykle ruchliwy.

Rozpalał mnie i jednocześnie koił podniecenie. Serce zaczęło mi walić jak młotem. Owiewały mnie dreszcze na prze-mian to zimne, to gorące. Zaczęłam ugniatać dłonią swoje piersi. Miętosiłam zapamiętale twardą kluseczkę to jednego, to drugiego sutka. Każde naciśnięcie palców powodowało ostry dreszcz. Zaczęły wstrząsać mną spazmy zbliżającej się rozkoszy. Orgazm pulsował coraz mocniej w całym ciele, rozżarzone strumyki oplatały mnie pod skórą, swędziały i paliły, miałam ochotę, aby stało się to już… ale w tym momencie Krzysztof przestał mnie pieścić. 

Dodatkowy element

 Zmieniliśmy pozycję. Teraz siadłam na wspaniałym członku swego męża i nie kontrolując się zupełnie pozwoliłam, by wśliznął się do mnie, gibki jak wąż i dłuższy, niż podejrzewałam. Siadłam, pochłaniając go w sobie aż do końca. Zaparło mi dech, zacisnęłam dłoń na napęczniałym woreczku z jądrami. Poruszyłam się kilka razy, czując jak ciepły tłok wysuwa się ze mnie rozkosznie. Zaraz potem na zwieraczu odbytu poczułam delikatny palec. Krzysztof pieścił mnie przez chwilę delikatnie, po czym nagle pojawił się nowy, całkiem zaskakujący element: poczułam chłodny dotyk i zaraz pojawiło się ciche wibrowanie. 

Mój kochany uraczył mnie niespodzianką z lateksu. Poczekałam chwilę w skupieniu, pozwoliłam, by delikatne drgania roznieciły we mnie ogień. Potem pozwoliłam wcisnąć w siebie odrobinę chłodnego lateksu. Drgający pal zagłębiał się powoli, systematycznie, z determinacją. Wibracje stawały się coraz bardziej wyczuwalne. Drgały nie tylko napięte mięśnie, ale i wszystko to, co się znajduje dalej. Drgania rozchodziły się łaskotliwymi falami we wszystkie strony, dotarły do piersi i spowodowały, że sutki stwardniały i naprężyły się. Musiałam je szybko podrapać, takie stały się swędzące – a drapanie ich, na przemian to jednej, to drugiej, wracało ciepłą falą do środka pochwy.

Coraz głebiej

Tam poruszał się delikatnie członek Krzysia. Wibrator wciskał się we mnie coraz głębiej. Zaczęłam odczuwać ból, skurcz poraził moje uda, jak błyskawica strzelił w brzuch, ale jednocześnie było mi cudownie dobrze. Zaczęłam poruszać pupą coraz szybciej, palcami ugniatałam czubek łechtaczki, ściskałam mocno, drapieżnie, aż pojawiły się w moich oczach łzy, Nie wiedziałam jednak, czy łzy z bólu, czy ze szczęścia.

Orgazm runął na mnie jak wielka góra. Był porażający, hałaśliwy, nieogarniony, był jak straszliwe uderzenie i jednocześnie najdelikatniejsza pieszczota, muśnięcie anielskich skrzydeł. Krzyczałam i wiłam się, ściskając mocno ciało męża. Ocknęłam się spokojna, w mocnych objęciach. Nie zamierzałam na tym poprzestać. Zaczęłam znów całować i tulić się, nasza rozkosz miała trwać jeszcze długo. Słyszałam, jak mówił do mnie: już dobrze, już dobrze.

Wybaczył mi, bo to ja przecież byłam przyczyną tego, że nasze życie erotyczne nigdy tak naprawdę się nie zaczęło. Wiedziałam, ze wszystko się zmieni. Czułam to i czekałam na to. Dziękuję ci kochany”. Odłożył zielony kajet, usiadł w fotelu i uspokojony, szczęśliwy czekał na powrót żony. Jakie to szczęście, że ona zaczęła pisać pamiętnik w zielonym kajecie. I że zrobiła to dla niego. Tyle mieli jeszcze do przeżycia, tyle do nadrobienia. Dopiero teraz mieli poznać smak miłości.
ZIELONY KAJET. NIKODEM S. POMORSKI

Komentarze