Odeszła nasza kobieca miłość

Odeszła nasza kobieca miłość. I cóż, gdy nadchodzi czas rozstań. Czas ostatecznych rozwiązań. Gdy już nie można ożywić wspomnień i nawet słowa ulubionej piosenki nie mówią więcej o nas. 

 


 

Odeszła nasza kobieca miłość. Taka była piękna – oszałamiająca w swojej mocy, wydawała się wieczną, a nie zostało po niej nic. Mimo wszystko wracam do wspomnień, do cudownych chwil przeżytych razem, wypełniających niegdyś nasze dni. Tak bardzo żal, a najbardziej tego, że już nic nie można zrobić. Nawet ten ostatni rok starań nie uratował nas od nadchodzącego mroku.

Zostało dużo przeźroczy, których już nikt nie ogląda. Byłaś na nich piękna. Zawsze uśmiechnięta, ze wspaniałym, ciepłym błyskiem w oczach. “Zielonooka Ewo” – mówiłam do ciebie, a ty tak bardzo to lubiłaś. Na początku nazywałaś mnie “Ono-lino” – dla podkreślenia tego dziwnego związku, który dla ciebie był zaskoczeniem, a dla mnie najpełniejszym spełnieniem marzeń. 

Odeszła nasza kobieca miłość

Mazury to katalizator miłości. Tam, przy trzaskającym przyjemnie ogniu rodzą się fascynacje. Potem gdy kryjemy się pod namiotem, a zimne noce zmuszają do poszukiwania dodatkowego ciepła, wszystko zaczyna nabierać erotycznych barw. Któż mógłby zlekceważyć wyszeptane nieśmiało: – Przytul się, będzie nam cieplej…

Od niechcenia jak gdyby zaczynamy bawić się swoimi dłońmi obejmując najpierw zaciśniętą pięść i dalej – wyłuskując palec za palcem. Każdy bardziej chętny i bardziej otwarty na rozpoczynającą się pieszczotę. Ileż w tym uroku, ile przyjemności i zaskoczenia zarazem. Delikatne muśnięcia opuszków, przyprawiający o dreszcz dotyk powierzchni pomiędzy palcami, odkrywana mapa zagłębień i wypukłości we wnętrzu dłoni. 

Może ktoś też myślał przy tym o nieznanych lądach, o tej podróży w mikroświecie, gdzie każde załamanie, każda nierówność pozwala marzyć o nowych zdobyczach. Można tak podróżować godzinami, aż do palących w piętach igiełek, gdy znienacka paznokieć przekreśli linię na nadgarstku. Cudowna podróż. Czasami nic więcej nie potrzeba. Nieobecne spojrzenie, odchylona głowa, zatrzymany na sekundy oddech.

Takie jest ciało kobiety i jej niesłychana wrażliwość. Urocza wycieczka dla wybrednego konesera sztuki. Jakie to miłe. Gdy można bawić się spojrzeniem i odkrywać w nim narastające napięcie. To niesamowite, jak głęboko można spojrzeć w oczy. To ponoć “zwierciadło duszy”, ale ja w to nie wierzę. One mówią o pragnieniach jak najbardziej zmysłowych, wywołujących drżenie. Są zapowiedzią skomplikowanej, lecz jedynej, wartej zrozumienia, mowy ciała. 

Jesienne ciepło

Pamiętasz to jesienne przeźrocze? Miałaś włosy w kolorze futra wiewiórki śmigającej po pobliskich drzewach. Jeszcze do niedawna miałam ich kosmyk zawinięty w bilet PKS-u kursującego do twojej miejscowości. Tam twoje spojrzenie było ciepłe jak wszystkie rudości wokół, podgrzane promieniami wiszącego nisko słońca. Mówiłaś: chodź do mnie, -pocałuj mnie – choć nie usłyszałam ani jednego dźwięku. 

Przyroda zamykała nas w swoim dotyku, dawała cień i muzyczny podkład wiatru. Wszystko miało sens, było takie proste. Spojrzenie zastępowało słowa, których później tak bardzo nam zabrakło. Stałaś pod pachnącym iglakiem, trzymając jarzębinowy bukiet. Zza liści błysnął promień słońca, zatrzymał się na policzku. Mogłam dotknąć tej świetlanej smugi i stąd już tak blisko było do ust, pierwszego, delikatnego dotyku, który przeradza się w lawinę kolejnych doznań. Znika dręcząca niepewność “jak to będzie” i “czy się uda”. W rozmowie ust jest spełnienie.

Ten pierwszy pocałunek zostaje w sercu, nie, właściwie on zostaje gdzieś wewnątrz i przez długi czas zatacza kręgi, jak kamień rzucony w wodę. Przychodzi czas na gorętsze pragnienia. Ręce uciekają do nowych obszarów. Niecierpliwie rozpinają guziki, by tylko dotrzeć do rozpalonego ciała. Nie ma już pytań, zostają zawieszone wszystkie odpowiedzi. – Dotknij mnie tam… wiesz…

Maszyneria


 Maszyneria posuwistno-zwrotna jest tutaj.

Nieśmiało i delikatnie posuwam się w dół. Tego nie było w planie. Romantyczne wyobrażenia kończą się na zaróżowionych sterczynkach piersi. Czy można odmówić tak pięknej kobiecie? Gdy cała lgnie do mnie, choć przytłacza swoim pragnieniem. Kiedyś musi być pierwszy raz. Głaszczę ją coraz śmielej. Ucieka i wraca znowu. Coraz szybciej, coraz intensywniej. Gdy nagle zamiera w bezruchu, wiem, że było cudownie i będzie tak znowu i znowu. Jeśli tylko rzucę kamień w wodę, by czuć powracającą falę. Cóż, kiedy nagle trafiam w lód. On jest we mnie. W moim ostudzonym wnętrzu, które do Niej nie potrafi już się rozpalić. To wszystko. Czas pożegnań. Czas rozwiązań ostatecznych. DANKA.Seksrety 12/1999

 Galeria 1

Galeria2

Galeria 3

Komentarze