Zezować jednak trzeba bardzo zdecydowanie. Seksrety Szklanego Ekranu
Temu, kto chce zobaczyć porno dziwne, w pewnym sensie antyporno, a jednocześnie film dość podniecający i wyuzdany – polecam “EURO GANG BAND”. Okładka reklamuje, że jest to reportaż na żywo (a widział kto reportaż na martwo?) – jeśli mocno zmrużymy oko, a drugim pozezujemy nieco, to będzie to pornograficzny reportaż. Zezować jednak trzeba bardzo zdecydowanie.
A wiecie, oglądacze drodzy, czym jest ten film tak naprawdę? To po prostu wielkie naturalistyczne rżnięcie. Wielkie dymanie, pieprzenie, bez większych mistyfikacji. I do tego uprzedzić muszę lojalnie, że niewiele widać, a to co widać, widać byle jak. Ale za to uczestniczymy w autentycznej, prawdziwej, nieudawanej orgii.
Panienek jest kilka, reprezentują (tak się chwalą organizatorzy) różne państwa, i cała ta międzynarodowa obsada jest do dyspozycji czeredy facetów, którzy przyszli (zapewne zwabieni prasowym anonsem), by sobie za darmo popieprzyć. Tłoczą się więc pod ścianami wielkiej sali gimnastycznej, a pośrodku panienki przyjmują chętnych. Kamera wszystko łacno rejestruje – tych, co się rżną, tych, co czekają, stymulując niecierpliwie fiuty i tych, co wciąż jeszcze w spodniach patrzą niezdecydowani.
Mamy tu okazję zobaczyć, jacy paskudni i brzydcy są ludzie, jeśli nie są aktorami filmów porno. I z radością pozbywamy się kompleksów, widząc jakie mają żałosne fiutki, jakie obwisłe brzuchy i kłopoty z erekcją. Same panienki też raczej bardziej takie powszednie, żadne extra gwiazdy porno – to oczywiste, że gwiazdy by się przecież nie zgodziły.
Zezować jednak trzeba bardzo zdecydowanie
Generalnie, chociaż mało tu seksu i namiętności -dwa orgazmy daję z ochotą, przede wszystkim za możliwość podglądactwa. Wszyscy przecież jesteśmy podglądaczami.
“WESOŁY DOMEK” to w oryginale po prostu “Burdel” (BORDELLO). Co robi się w wesołym domku? Przecież tylko jedno. To jeden z tych nieszczęśliwych pomysłów, który nie sprawdza się w praniu. Tak naprawdę przecież burdel to zakład pracy i należałoby albo pokusić się o erotyczną fikcję, dla której sam burdel byłby tylko punktem wyjścia, albo pogodzić się z tym, że seks burdelowy – poza tymi, co go uprawiają – nie da nam radości.
W odróżnieniu do poprzedniego filmu tu panienki są wystrzałowe, rany boskie! – laleczki, a chwilami ma się nawet złudzenie, że laleczki te są z gumy. Ich dziurki są zupełnie inne niż dziurki lasek na innych filmach. Być może tak zupełnie są to kobiety-androidy, bo mimo wszystko jednak, mimo dziurek, kształtów i wzdychań – wszystkie były dziwne aseksualne. Aseksualność nie zmienia się ani na moment, chociaż panowie dają im i w cipkę, i w dupkę, i robią to, co robi się na wszystkich innych filmach.
Orgazm jako nagroda
Przyznaję jeden duży orgazm.
Jako stary, niezmordowany kinoman skusiłem się na rupieć archiwalny “RASPUTIN”.
Film jest stary i grany z całkowitą powagą. Kostiumy, plenery i tak dalej. Cały dowcip polega oczywiście na tym, że tak naprawdę nikt nie zna prawdy o Rasputinie. Niewiele wiadomo, poza niejasnymi fantazjami i ogólnoświatowym mitem o rozpasaniu i lubieżności na skalę co najmniej wszechczasów.
Rasputin, syberyjski chłop, dumny i niezależny, znany jest jako wielki uzdrowiciel. Widzimy od razu jego podstawową kurację wykonaną na kobiecie: oczywiście obraca ją, aż ta zdrowieje.
Poza tym jest niebywale silny, jak tur, nikogo się nie boi. Kiedy zachorował carewicz, niezwłocznie posyłano po Rasputina – tak znalazł się w Petersburgu w pałacu. Powitano go orgią na jego cześć. Paradują więc przed naszymi oczami tęgie fiuty niemieckie, grające tęgie rosyjskie kutasy. I dziewoje krzepkie, mocne i ruchliwe, cyce i pipy wielkie, włochate -ach, ta dzika Rosja.
“Takie życie jest wspaniałe” – woła w pewnym momencie Rasputin – “młode dupsko na rożnie, a drugie na nosie”.
Akcja się rozwija, trwa, intryga, skrytobójca i tak dalej – po czym nagle film się urywa. Niemal w pół słowa. Pojawia się jakaś erotyczna reklama i koniec. Jeśli potem okaże się, że będzie ”Rasputin cz. II” -nazwę to paskudnym skandalem. Dzielenie filmu na pół przez dystrybutorów, to zabieg perfidny i podły. Ale cóż, może też się okazać, że ten prawie archiwalny film tak właśnie, ni stąd ni zowąd się kończy. Dlatego też polecam go tylko tym, których ciekawią pornograficzne archiwalia, swego rodzaju erotyzm… no, nie babuni, ale cioci już tak. Poza kategorią orgazmowi. Jako ciekawostka.
A teraz “FRANCUSKA GRUSZKA”.
Wiecie, co to takiego? Co to Francuska Gruszka? Nie sądzę. Osobiście nawet nie wiem, czy takie coś funkcjonuje w powszechnym obiegu, czy tylko zostało wymyślone na okoliczność filmu. Nieważne. Ten film polecam z wykrzyknikiem, musicie go zobaczyć – chociaż ma dwie paskudne wady.
Pierwsza z nich, to prześwietlenie obrazu. Nie wiem, jakim sprzętem realizatorzy nagrywali i czy potrafili w ogóle manipulować światłomierzem, ale cały film jest ewidentnie prześwietlony i chwilami człowieka szlag trafia, gdy szczegóły giną w światłości. Niech tam, niech tam. Zezować jednak trzeba bardzo zdecydowanie.
Druga wada, to dziwnie nerwowe cięcia w chwilach najbardziej perwersyjnych i interesujących. Tu widzę już łapki polskich manipulatorów dbających zapewne o to, by nie rozpuścić sobie widzów – to też potrafi zirytować.
Cała reszta jak najbardziej zasługująca na wysokie notowania. Wiadomo: Francja-elegancja.
Nie pytajcie o treść tego dzieła, bowiem czegoś takiego tu nie ma. Są trzy panienki, chętne, bo jakże by inaczej. I epizody następujące jeden po drugim. Ale za to epizody z fantazją – czyli to, co w takich filmach liczy się najbardziej.
Zezować jednak trzeba bardzo zdecydowanie
Cóż więc my tu mamy, poza zwykłym, acz wcale nie banalnym ruchaniem? Proszę bardzo, specjalnie dla Was robię spis treści. Zaczyna się od parki, potem: trzy na jednego (z analem i rączką), dwie panie z rączką (rączka, rzecz jasna, w cipce) i podwójnym fiutem z gumy, potem kobiety z tytułową gruszką (tak przynajmniej sądzę, że to to jest gruszka właśnie), następnie zwykłe dymanko (z analem rzecz jasna), mały antrakt, ulica Paryża, tyle, by złapać oddech, wracamy do rzeczy – facet i dwie (jedna ciemnoskóra, okazuje się – z fiutkiem, ale małym), plener, który jak się okazuje, oglądamy z dachu, z tarasu, tam przenosi się akcja filmu, dwie kokietki (jedna, jak wiemy, z małym) czekają na trzecią, zabawy tej trójki (nowoprzybyła odkrywa damskiego fiutka, to znaczy męskiego fiutka na damskim ciele), do zabawy dołącza wibrator (tu niestety jedno z owych paskudnych cięć – dystrybutorzy! opamiętajcie się!), perwersje na dachu (ze strzykawką i białą mleczną cieczą), pompowanie w odbyt, wydalanie mlecznej fontanny (ech, ci Francuzi), samotna panienka z dużym wibratorem (ledwo się mieści w cipie) i z drugim standardowym w dupce, pod paryskim nocnym niebem – pach! i koniec. Co na to powiecie?
Nic nie mówcie, obejrzyjcie sobie – co poleca Wam DORIAN BRATEK. Zezować jednak trzeba bardzo zdecydowanie. Seksrety 11/1996.
Komentarze
Prześlij komentarz