Słomiana wdówka nie boi się obcych. Najpierw usłyszałam jakiś podejrzany szelest, a potem łomot w komórce. Chociaż nie, to równie dobrze mogło być w warsztacie.
— Otwieraj!
Silny, męski głos za drzwiami najwyraźniej domagał się czegoś, na co zupełnie nie miałam ochoty. Siedziałam chwilę bez ruchu, nasłuchując, co będzie dalej.
Wiem, że tam jesteś, ty zdziro! Widziałem jak wchodziłaś! Otwieraj!
Rozsądek nakazywał nie spełniać tej prośby, jednakże głos tego faceta wydał mi się tak podniecający, że postanowiłam zaryzykować. Na progu stał postawny drab z zamaskowaną twarzą. W ręku trzymał siekierę.
Słomiana wdówka nie boi się
Szczerze mówiąc, nie byłam zachwycona. Najbliższy wałek do ciasta spoczywał w szufladzie w kuchni. Facet warczał groźnie i zezował w stronę mojego pasiastego fartuszka. Czułam jak mnie rozbiera wzrokiem muszę przyznać, że nie było to jakoś specjalnie niemile. Jedną ręką wymachiwał groźnie siekierą, ale drugą co chwila muskał niby niechcący swój rozporek, który wybałuszał się i rósł jak na drożdżach.
— Sama jesteś? – zacharczał niskim głosem i rozejrzał się nerwowo wokoło.
— Już nie – próbowałam zachować zimną krew, ale czułam gdzieś w środku, że mi to nie wychodzi. Gdyby jeszcze odłożył tę siekierę, byłabym spokojniejsza…
— Cóż to, masz tak krótkiego, że wybierasz się w odwiedziny z tym narzędziem? Zamarł w bezruchu, zupełnie jakbym trafiła go między oczy. “A więc nie jest najgorzej” – pomyślałam i niby przez przypadek rozsunęłam lekko poły swej luźnej koszulki. Od razu wyskoczyły na wolność moje balony, a facet przełknął nerwowo ślinę. Był mój.
— No, nie bój się, mały… Nigdy nie widziałeś z bliska cycusia? Na pewno widziałeś, tylko nie pamiętasz, taki byłeś malusi…
Słomiana wdówka nie boi się
Szarpnął się groźnie, ale już się nie bałam ani trochę. Wypięłam pierś i potrząsnęłam mocno cycami, że zafalowały pięknie, jakby się chciały wyrwać do lotu.
— Może chcesz dotknąć? Jak nie, to bez łaski – i zasłoniłam się skromnie, żeby nie myślał, że się włamał do jakiejś agencji.
— Nie, zostaw – zaskomlał tak przenikliwie, że zrobiło mi się go żal.
— Ale obiecaj, że nikomu nie powiesz! Jakby się mój stary dowiedział, że się zadaję z bandytami, to by mi dopiero pokazał, gdzie raki zimują. — Nie jestem żadnym bandytą! Wypraszam sobie… — To przynajmniej odłóż tę siekierę, żebym łatwiej mogła uwierzyć
. — Ale daj słowo, że mnie nie wyrzucisz…
— Jeszcze czego?! Wdzierasz się tutaj jak Azja Tuhajbejowicz, wymachujesz jakąś tępą siekierą, wyzywasz mnie od zdzir – i jeszcze chcesz, żebym cię podejmowała herbatą… A poza tym – nawet się nie przedstawiłeś.
Jaka ma być odpowiedź?
Oparł się o ścianę i podrapał po głowie, nie wiedząc co odpowiedzieć. Wydał mi się zupełnie niegroźny. Co najwyżej – godny politowania.
— Może byś zdjął wreszcie tę skarpetę z głowy. Albo przynajmniej kapelusz.
— To nie jest skarpeta.
— Wszystko jedno…
— Nieprawda! – rzucił się z takim ogniem, że serce omal mi nie stanęło. – Nie poznajesz? Przyjrzałam mu się uważniej. Uniósł lekko głowę, żebym mogła lepiej widzieć.
Istotnie, nie była to skarpeta tylko… moja stara chustka na głowę.
Skąd…
— Tylko o nic nie pytaj, błagam! Wszystko ci opowiem! Zgubiłaś ją na poczcie dwa lata temu. Pamiętasz, to było jesienią… Chciałem z początku ci oddać, nawet dzwoniłem, ale nie było cię w domu. A potem to już tak się porobiło, że nie mogłem…
Ojciec prać
Zamilkł i pociągnął nosem. Bałam się, że się rozpłacze. Wyciągnęłam rękę, żeby go pogłaskać po głowie. Zaczął się tulić jak nieszczęśliwe dziecko. Spałem z nią. Na początku jeszcze pachniała twoimi włosami, ale potem musiałem już perfumować. Nigdy jej nie wyprałem. Cały czas przypominała mi ciebie. Wiem o tobie wszystko. Wszystko, rozumiesz? Kocham cię!
Patrzyłam jak osłupiała. Facet był bliski płaczu. Głos mu drżał, a ręce telepały się jak w delirce. Odłożył dawno siekierę i teraz siedział skulony w kącie, łypiąc na mnie okiem, jakby nie był pewien, co o nim sądzę. „No nieźle – pomyślałam. – Dorobiłam się niezłego amanta. Pewno • wystawał pod blokiem, brandzlował się do mojej chustki, pisywał długie listy, a potem wyrzucał je do kosza…”
Nie miałam racji. Owszem, pisywał listy, ale ich nie wyrzucał.
— Bałem się wysyłać cokolwiek pocztą. Mogłabyś mnie źle zrozumieć. Jak chcesz, to ci przeczytam. To ostatni, który napisałem. Pozwól mi, proszę .. – zaskomlał.
Słomiana wdówka nie boi się
No dobrze – zgodziłam się. – Ale obiecaj mi, że wypijesz ze mną herbatę.
Zamrugał oczami ze szczęścia, co najmniej jakbym mu miała zrobić laskę, a nie herbatę.
Cukier?
Kiwnął głową i wyciągnął z kieszeni pomięty zwitek. Upewnił się, czy dobrze słyszę, przełknął ślinę i zaczął czytać:
„Najdroższa moja, jestem zbyt wyczerpany cierpieniem, by dłużej czekać. Widzę cię co wieczór w Twojej sypialni, jak zdejmujesz ze swoich ramion koszulę, a potem kładziesz się na plecach i zadzierasz do góry nogi, pozwalając temu fajtłapie lizać twą cudowną szparkę. Ile bym dał, żeby być na jego miejscu, dotykać pagórków Twoich piersi i zjeżdżać językiem w dolinę twojego podbrzusza, gdzie zaczyna się przystrzyżony trawnik osłaniający te wąskie wrota rozkoszy.
Język porozumienia
Gdybyś mogła uwierzyć, ile dobrego potrafi uczynić mój zwinny język między Twoimi smukłymi udami, gdybyś chociaż na chwilę pozwoliła mi poznać tę różową tajemnicę – byłbym najszczęśliwszym mężczyzną na ziemi. 0, wystaw się swoim niebiańskim kuprem na ciosy mej dzidy, pozwól mi wjechać w głębinę twej kobiecości, a zrozumiesz od razu, że jesteśmy dla siebie stworzeni – od początku świata.
Gdy piszę te słowa mam przed sobą tylko Twą chustkę – ten nędzny skrawek materii należący do Ciebie, a przez to święty. Dalibóg nie wiem, jak długo jeszcze wytrzymam, dlatego zrobię być może coś, czego nie chciałbym żałować. Muszę Cię zobaczyć z bliska -choćby przez chwilę…
Twój Antoni”
Zamilkł i dałabym głowę, że jest purpurowy z emocji i wstydu. Ja zresztą też się zaczerwieniłam. Nie ma co, nieźle wpadłam. Nie dość że podglądacz, to jeszcze poeta.
Piszemy do gazet
Z taką wyobraźnią mógłbyś pisywać do gazet. Przecież u nas w sypialni wieczorem jest zupełnie ciemno. Wszystko sobie wymyśliłeś.
A co, nie kładziesz się na plecach z nogami do góry? – w jego głosie dźwięczała nuta zawodu. Wszystko chciałbyś wiedzieć od razu… Jest tyle innych ciekawych pozycji… — Słyszałem… — Chciałbyś pewno spróbować?
Pokiwał głową z takim zapałem, że nie miałam wątpliwości, gdzie powinniśmy się znaleźć.
— Dopij herbatę. Nie zamocz tylko mojej chustki, po puszczą kolory!
Siadłam na skraju łóżka, ciekawa, jak też on się do mnie zabierze.
— Mogę cię dotknąć?
— Jasne, że możesz. Obiecywałeś na papierze, ze potrafisz dobrze to robić. Co to, ręce ci sparaliżowało?
— Nie. Co innego. Chcesz zobaczyć?
Widziałam już kiedyś, ale skoro nalegasz…
Sięgnął szybko do rozporka i rozsunął zamek. Ze spodni wyskoczył sprężysty fiutek, nie za duży, ale widać, że figlarny.
Jak ci się podoba?
Dorodne okazy
Zachowywał się jak dziecko. Zamiast gburowatego oprycha miałam w łóżku nieśmiałego prawiczka. To mogło być nawet podniecające… Rozsunęłam poły koszuli, by mógł podziwiać w całej okazałości moje dorodne cyce.
— No, dotknij, nie bój się… Jak się dobrze sprawisz, wezmę ci do buzi. Zastygł jak skała. Chyba bał się, że mu odgryzę. — Ale najpierw zrobię ci minetę? – zaczął negocjować.
Pokiwał głową z takim zapałem, że nie miałam wątpliwości, gdzie powinniśmy się znaleźć.
No dobrze – postanowiłam się zgodzić, ciekawa, jak potrafi teorię przelizać w praktykę.
Zrzuciłam szybko majteczki i rozsunęłam uda. Nie mógł mieć wygodniej. Byłam ciekawa, czy chociaż na chwilę zdejmie z twarzy tę chustkę. Nie miałam ochoty, by wciskał mi ją językiem w cipkę.
Rozpiął koszulę pod szyją i poluźnił spodnie. Buchnął przede mną na kolana i gdy miał już głowę między moimi nogami, zadarł chustkę do góry i zanurkował językiem.
Słomiana wdówka nie boi się
Ojej, jeszcze lepiej lizał niż pisał. W sekundę byłam już mokra jak studnia, a on wjeżdżał we mnie jak elektryczny świder. Pomagał sobie palcami, drażniąc delikatnie moją łechtulę, a gdy już zaczęłam kwiczeć z rozkoszy, wpakował mi w szparę ze trzy palce i tak zaczął jeździć tam i z powrotem, że już nie mogłam wytrzymać. Rozkoszne mrowienie rozeszło się po krzyżu, a ja ostatkiem sił krzyknęłam:
— Dawaj tutaj małego, prędzej, bo już nie mogę!
Pchnął jak rasowy siepacz i aż jęknęłam: ten skromny dzyndzel urósł chyba trzy razy i był teraz wielki jak dyszel. Bałam się, że się nie zmieści, ale tak byłam już śliska i mokra w środku, że pała weszła we mnie jak w masło, a mój cichy wielbiciel bez twarzy ujeżdżał mnie jak burą sukę. Ileż on miał pary w chuju! Więcej niż lokomotywa!
Jechaliśmy tak ostro, że moje małżeńskie łoże zaczęło niebezpiecznie trzeszczeć. Na szczęście facet dopchnął mnie jeszcze ze dwa razy, wyjął swą maczugę i machnąwszy ręką – trysnął wielkim strumieniem w stronę pamiątkowego lichtarza po babci…
— Czy dobrze ci było?
Znowu zaczął tracić pewność siebie. Czułam, że mnie jeszcze czymś zaskoczy. Me było mi już wszystko jedno. Zauważyłam, że nerwowo zerka w stronę świecznika skropionego teraz jego spermą.
— Czy mogę mieć do ciebie prośbę? Ta chustka to wszystko co mam… Tak mi brakuje zapachu twojej cipki… Gdybyś pozwoliła mi zabrać jakiś drobiazg, choćby… – zawahał się chwilę i sięgnął po zapalony ogarek – tę świeczkę… byłbym tak szczęśliwy… Wsadź ją sobie kochanie i poruszaj trochę… To będzie mój święty amulet…
Omało nie spaliłam sobie włosów nad kuciapką, ale nie mogłam mu odmówić: nikt jeszcze tak mnie nie wybzykał. Oby mój stary częściej wyjeżdżał w delegację! I żeby ta świeczka szybko się wypaliła…
SŁOMIANA WDÓWKA,znalezione w Poradnik erotyczny 09/96
Komentarze
Prześlij komentarz