Okna na szeroki świat szeroko otwarte

Okna na szeroki świat szeroko otwarte. Życie ludzi pracujących przy budowie wielkich magistrali gazowych bądź wodnych nie obfituje w wygody, za to nieustannie wypełniane jest różnymi niespodziankami. Ekipa, w której ja pracuję, zakwaterowana została o prawie 200 km od Warszawy, gdzie większość z nas mieszka. Hotel “Pod Burym Niedźwiadkiem” w miejscowości M. okazał się całkiem przyzwoity, a jedynym mankamentem było to, że z jego okien można było swobodnie zaglądać do okien domu po przeciwnej stronie wąskiej uliczki. Zajmowany przeze mnie “apartament” to dwa połączone pokoje (w tzw. amfiladzie), z których jeden zajmował mój kolega po fachu, Zenek S. 

 



Przez większą część tygodnia drzwi między naszymi pokojami były zazwyczaj otwarte, jednak podczas weekendów odseparowywaliśmy się od siebie, ponieważ przyjeżdżały do nas żony. Początkowo, mimo tej sporej odległości, przywoziły nam ulubione dania, desery, przez dwa, trzy dni tworzyły rodzinną atmosferę.

Okna na szeroki świat

Z czasem jednak nasze kobitki zrobiły się tak leniwe, że kiedy autobus przywoził nas po fajrancie pod “Burego Niedźwiadka”, one zwykle siedziały w otwartych oknach i plotkowały w najlepsze z sąsiadkami z przeciwka. Stało się to tak silnym nałogiem, że wcale nie reagowały na nasz powrót. Wchodząc do hotelowego pokoju, dostrzegałem jedynie krągły zadek opięty wąską spódniczką, wystający zza kotary, która przysłaniała górną część tułowia. Podciągałem więc spódnicę, zdejmowałem majtki, i gdy ona rajcowała o elicie towarzyskiej stolicy, ja rznąłem ją od tyłu, aż zaczynała się jąkać i krztusić, co utrudniało jej opowiadanie zasłyszanych plotek. 

 



O tym sposobie szybkiego numerku na powitanie weekendowe opowiedziałem kiedyś przy piwie Zenkowi. Z aprobatą pokiwał głową, a już po tygodniu oznajmił, że teraz sam czyni podobnie. Od tego czasu w każdy piątek po powrocie z roboty do hotelu zabieraliśmy się do rżnięcia naszych dam, podczas gdy one wiły przez okna swoje barwne, wyssane z palca, opowieści o wielkim świecie.

Z nastaniem tęgich mrozów przerwaliśmy budowę magistrali, jednak priorytet inwestycji nakazywał po-wrócić do niej jak najszybciej. Wkrótce więc część naszej brygady znów powróciła do M., do “Burego Niedźwiadka”, gdzie po staremu zajęliśmy te same pokoje. 

 





Okna na szeroki świat szeroko otwarte

Z nowym rokiem wszystko to nabrało jakiegoś uroku, bo nawet pierwszy przyjazd żon stał się wyczekiwaną atrakcją. Nic dziwnego, że w piątek po fajrancie kierowcę naszego autobusu popędzaliśmy niczym sennego dorożkarza. A gdy wkraczałem do pokoju, krągły zadek ponętnie wystawiony spod ciemnej kotary już czekał. Ale tym razem nowa spódniczka sprawia, że jest jakby ponętniejszy. Wjeżdżam ręką pod spód: cipka też jakby bardziej nabrzmiała, ciasno opięta figami, oczekująca na przyjęcie gościa. Mój pal sztywnieje z taką gwałtownością, jak nigdy dotąd. Slipy stają się zbyt ciasne. Podciągam spódniczkę, zsuwam figi, oburącz chwytam nagie biodra i wbijam się w środek wystawionego zadu. Głuchy jęk rozkoszy dochodzi zza kotary. Wyjmuję mojego fajfusa i ponownie wbijam się. Przy okazji patrzę na pośladki, jędrne i błyszczące. Od czasu do czasu zapuszczam rękę między uda, pośród gęstwiny włosów wyłuskuję palcami łechtaczkę.

Kto i czym strzela?

Zza zamkniętych drzwi dochodzi rytmiczne sapanie Zenka. Jest tak regularne i donośne, jakby był to odgłos stojącej na stacji lokomotywy. Ta zabawa najwyraźniej mocno go podnieca. Obaj nie szczędzimy sił, choć przecież ciężkiej pracy na co dzień mamy pod dostatkiem. Teraz jednak czuję, jak mój wulkan wypełnia się gorącą lawą i ma ochotę wybuchnąć. Zaprzestaję więc pracy, znów wkładam rękę między szeroko rozstawione uda i obmacuję to rozkoszne miejsce, które przecież tak dobrze znam. Kiedy wulkan nieco przygasa, nacelowuję moją lufę na cel i energicznie wpycham. Czuję, jak dreszcz rozkoszy przepływa przez pośladki mojej żony, spływa po udach, wstrząsa nią. Nawet kotara nie tłumi rozkosznych westchnień, które ulatują w przestrzeń pomiędzy domami, być może wzbudzając nawet zazdrość damulek z przeciwka.

Wreszcie wystrzeliwuję długą serię w głąb rozognionej cipy, potem wystrzeliwuję drugą, chwilę trwam w bezruchu, i po raz trzeci spuszczam się na wystające krągłości .Spódniczka niby teatralna kurtyna opada na zadek, podciągam spodnie i odchylam kotarę. Ku mojemu zdumieniu, zamiast twarzy własnej żony ukazuje się twarz żony… Zenka. Z niedowierzaniem podchodzę do drzwi dzielących nasze pokoje, otwieram je i teraz dopiero wszystko rozumiem. Widzę, jak Zenek z furią dzika popycha od tyłu moją żonę. Słyszę jak syczy i sapie, jak z jej pochwy wydobywają się mlaśnięcia.

A potem jak cała rozkoszna, uśmiechnięta wynurza się zza kotary okiennej, a on, ociekający kroplami potu, robi minę, jakby zobaczył nieziemską zjawę, Stajemy we czwórkę naprzeciw siebie i wreszcie uśmiechamy się, – Panowie, przestawcie łóżka -pierwsza odzywa się moja żona. -Dziś przecież będziemy spać razem. Prawda, że miło zapowiada się wieczór?


ZDZISŁAW BOR. Okna na szeroki świat otwarte, Seksrety, 3 /1997

Komentarze