Dobra krawcowa to intratne zajęcie

Dobra krawcowa to intratne zajęcie. Andrzej podchodzi do okna i odsłania żaluzje. Słoneczny poranek rozjaśnia nasz biurowy pokój. Na błękitnym niebie żegluje kilka bielusieńkich chmur. Andrzej wraca do swojego biurka, wyciąga z szuflady butelkę brandy i dwa kieliszki.

– Napijesz się? – pyta, ale pytanie kieruje jakby nie do mnie. Nalewa i, odchylając się na swoim ruchomym krześle, podaje napełniony kieliszek. To mi dobrze zrobi na przeziębienie, myślę sobie. Andrzej upija brandy, przymyka oczy i głęboko wzdycha: – To był cudowny weekend – mówi jakby do siebie. 

 



Czuję na podniebieniu lekko palący, cierpki smak alkoholu. Ja, niestety, dwa wolne dni przeleżałem z gorączką w łóżku. Po chwili znów sączymy z kieliszków, między nami zalega dwuznaczna cisza. Ta cisza ma podkreślić, że Andrzej podczas tego ostatniego weekendu przeżył coś, czego nie da się opisać słowami. Tym razem ja wzdycham, ale nie tak rozkosznie. Moje westchnienie niesie w sobie brzemię ciężkiego zmagania z życiem.

– Wiesz, my też byliśmy gdzieś zaproszeni, ale to cholerne przeziębienie zmogło mnie. Żona poszła sama. Wróciła co prawda dobrze po północy, ale jej zdaniem było drętwo.

– A tam, gdzie ja trafiłem, było cudownie. – Andrzej nalał sobie drugiego. – Poznałem fantastyczną dziewczynę. Ledwie zaczęliśmy tańczyć, zapytałem „chcesz?”, a ona bez zbędnych słów odpowiedziała „tak”. Po dwóch godzinach urwaliśmy się z przyjęcia i pojechaliśmy taksówką do mnie. Zaczęliśmy od pieszczot. Mówię ci, mistrzyni. Myślałem, że oszaleję, że będę chodzić po ścianach. A gdy zaczęliśmy się kochać, miałem wrażenie, jakbym płynął najpiękniejszym żaglowcem po oceanie.

Dobra krawcowa to intratne zajęcie

Przełknąłem ostatnie kropelki brandy i przesunąwszy się na krześle w stronę Andrzeja, podsunąłem mu szkło do ponownego napełnienia. – …Jest piękna, czuła – kontynuował – a przez jej ramiona przepływa prąd. Gdy mnie dotyka, zaczynam drżeć jak liść. 

 



– Doprawdy?… Kim ona jest: mężatka, rozwódka, panna? Powiedz wreszcie. Przeleżałem cały weekend i nie wiem nawet, czy słońce świeciło. Żona całą niedzielę truła mi, że tylko choruję i niby nie potrafię wywiązać się ze swoich podstawowych obowiązków małżeńskich.

– Chyba zakochałem się – Andrzej znów przymknął oczy i trochę wypił. – To mnie nie obchodzi, czy jest mężatką, czy panną, rozumiesz? Umówiliśmy się u mnie na przyszłą sobotę i ten tydzień będzie dla mnie najdłuższy w życiu. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale zadzwonił telefon: wzywał go szef.

Renata siedzi obok mnie na kanapie, pijemy wino i przeglądamy zdjęcia, które zrobiła podczas urlopu spędzonego za granicą. Mojej żony nie ma, od ..4 tygodnia była już umówiona ze swoją krawcową. Miały przestudiować parę katalogów, aby wybrać jakiś model sukienki, zrobić przymiarkę i pewnie poplotkować przy kawie. Nie przypuszczam więc, aby wkrótce wróciła do domu. Renata też to wie, więc śmiało kokietuje mnie. Jej spódniczka podciągnięta jest zbyt wysoko, a bluzka rozpięta jest o jeden guzik za dużo. Czuję zapach jej ciała, który podrażnia moją męskość. 

 



Dobra krawcowa to intratne zajęcie

Renata od czasu do czasu przysuwa się do mnie tak blisko, że jej krągła pierś ociera się o moje ramię. Przykrywa też czasem swoją dłonią moje palce pod pretekstem, abym jeszcze przez chwilę nie odwracał kartki albumu. Patrzę więc na ten uwieczniony na lakierowanych kartonikach błękit morza, na jakąś budowę zwieńczoną wielką kopułą lub na sylwetki uśmiechniętych ludzi, ale to do mnie nie dociera. Ocierające się o mnie ciało Renaty wprost parzy. Moje spodnie niebezpiecznie się naprężają. Z podniecenia nie mogę opanować drżenia rąk.

– Misiu, zimno tobie? – pyta Renata i przytula się do mnie jeszcze bardziej. – Pewnie nie całkiem wyzdrowiałeś po tej grypie. – Kładzie mi dłoń na udzie i lekko przesuwa do góry i w dół. Mój wzrok mimo woli kieruje się na rozpiętą bluzkę, wślizguje pomiędzy dwie półkule opięte białym stanikiem. Renata muska ustami moje ucho: – Chcesz, abym zajęła się przez chwilę tobą? 

 



Nie dam się omamić, myślę, znam kobiety. Są podstępne, jak małe żmijki. Teraz jest gotowa do pieszczot, a może nawet do czegoś więcej, a później powie mojej żonie w chwili „serdeczIej” szczerości, że jestem tak samo nic nie wart, jak inni mężczyźni. 0, znam się na takich sztuczkach!

Odpowiedni fason sukienki

– Czuję się dobrze – odpowiadam. Chcę jeszcze powiedzieć, aby już sobie poszła, ale dzwoni moja żona. Pyta, czy nie mam nic przeciwko temu, że nieco przedłuży wizytę u krawcowej. Właśnie piją kawę, nawet nie wybrały jeszcze odpowiedniego fasonu sukienki. Oczywiście, nie mam nic przeciwko temu. Właśnie oglądam telewizję i czekam na telefon od mojego biurowego kolegi Andrzeja. Obiecał, że jeśli jego randka z jakiegoś powodu nie dojdzie do skutku, zadzwoni do mnie.

Kiedy odkładam słuchawkę, Renata, uwieszona u mojego boku, manipuluje przy moich spodniach. Znów siadamy na kanapie, ale nie wysilamy się, aby udawać, że oglądamy zdjęcia. Ona przytula się coraz bardziej, wreszcie błyskawicznym ruchem chwyta mnie za sterczącą lufę wystającą z rozpiętego rozporka.

– 0, nie! – krzyczę, ale kilka gwałtownych ruchów powoduje, że z lufy wytryskuje biała ciecz. Ogarnia mnie rozkoszna niemoc.

Wczoraj przewiało mnie, a dziś, w dzień pierwszego dnia kolejnego weekendu, zamiast pojechać na długą wycieczkę rowerową, leżę w swoim „gabinecie” przykryty ciepłym pledem. Cholerne korzonki znów dały znać o sobie. Katarzyna właśnie poszła zrobić zakupy, bo wkrótce ma przyjść do niej krawcowa. Nawet nie wie, że nigdzie nie pojechałem. Rano wyniosłem rower z piwnicy, ale później wniosłem go z powrotem.

Dobra krawcowa to intratne zajęcie

Całe szczęście, bo teraz nawet nogi przez ramę bym nie przełożył. Zapadam w krótką drzemkę. Kiedy człowie-kowi coś dolega, najlepiej, gdy jest wyłączony. Telefon budzi mnie jednak. Katarzyna jest już w domu, bo słyszę, jak podnosi słuchawkę.

– Och, tak, jestem sama – informuje podekscytowanym głosikiem. – Będzie dobry obiad i jeszcze lepszy deser. 

 



Zastanawiam się: być dobrą krawcową to intratne zajęcie. Zamykam oczy i mam wizję, jak siedzę przy maszynie do szycia, a w przedpokoju czekają klientki. Majętne klientki. Z majaków wyrywa mnie dzwonek do drzwi. Nagle z niedowierzaniem wsłuchuję się w głos mojego kolegi Andrzeja i w czuły szczebiot Katarzyny.

Chcę wstać z kozetki, ale ból przeszywa mnie od pięt po czubek głowy. Wreszcie powoli udaje mi się stanąć na nogach. Po cichu uchylam drzwi „gabinetu” i widzę Katarzynę i Andrzeja jak osunięci na dywan w stołowym pokoju kochają się. Widzę całkiem dokładnie, jak pal Andrzeja równomiernie i z wtórem cichego jęku przeszywa moją żonę. Nie czuję już bólu korzonków. Przemykam się bezszelestnie do drzwi wejściowych mieszkania i wymykam się na klatkę schodową. Na szczęście mam klucz do piwnicy, więc idę po rower.


Andrzej podchodzi do okna i odsłania żaluzje. Potem wraca do swojego biurka i wyciąga z szuflady brandy. – Napijesz się? – Tak, nalej do pełna. – Jak twój weekend? – pyta znudzonym głosem. – Wiesz, miałem wizję, że przemieniłeś się w krawcową. – Ja?… – Tak, ty. – I co? – Na to pytanie chyba nie potrzebujesz odpowiedzi!…

 ZDZISŁAW BÓR, Dobra krawcowa to intratne zajęcie


Komentarze