Pełna różnorodnych domysłów. Wprowadzałam Narcyza do boksu, gdy przypomniałam sobie, że to ostatni dzień kursowej jazdy konno. Chcąc podziękować mojemu spokojnemu ogierowi, wyjęłam ze spodni dwie kostki cukru. Szkoda – pomyślałam – że już więcej się nie zobaczymy. Narcyz był przepięknym koniem rasy wielkopolskiej. Wysoka, smukła sylwetka, niezły zadek oraz zgrabne, szczupłe pęciny zapewne niejedną klacz wprawiały w zachwyt. Klepnęłam go kilka razy w zadek i zabrałam się za rozkulbaczanie konia. Jak zwykle, wszystko poszło mi gładko za wyjątkiem uzdy. Narcyz bezczelnie zadzierał łeb do góry, jakby chciał bawić się ze mną. Mocowałam się z nim zwykle kilka minut, zanim nachylił łeb i puścił z zębów wędzidło. Tym razem był krnąbrny jak nigdy. Bawił się ze mną, doprowadzając mnie do białej gorączki.
– Ty obrzydliwy potworze! – krzyczałam. -Jeśli w tej chwili nie spuścisz łba, to ci tak skopię dupę, że usiądziesz!
Osłupiałam, kiedy za plecami usłyszałam: – Zdenerwowanie i zapędy sadystyczne nie są rozwiązaniem dla tak miłego i inteligentnego zwierzęcia jakim jest koń. Pokażę ci jak w delikatny sposób można zdziałać o wiele więcej.
To był głos Wandy, trenerki, która przecisnęła się koło mnie, nie spuszczając ze mnie wzroku. Poczułam się przez moment niezręcznie. Z jednej strony chciałam się tłumaczyć, a z drugiej, nie wiedząc czemu, chciałam ją przeprosić. Wanda szybkim ruchem chwyciła konia za chrapy i nachyliła tak, że swobodnie drugą ręką mogła zdjąć uprząż. Poklepała Narcyza za to po szyi i poprosiła, abym po kolacji zajrzała do jej pokoju, gdyż chciałaby zamienić ze mną kilka zdań. Klepnęła konia w zadek i odeszła.
Pełna różnorodnych domysłów – spotkanie kobiet
Po kolacji dziewczyny z pokoju zaproponowały pożegnalną imprezę na cześć koni, naszych zmaltretowanych tyłków i przyjaźni. Obiecałam im, że dołączę do całości jak tylko wrócę ze spaceru z miasta. Kupiły to bezboleśnie.
Poszłam do Wandy pełna różnorodnych domysłów, niektórych infantylnych, a niektórych wręcz absurdalnych. Po chwili wahania zastukałam. – Wejdź – dobiegło zza drzwi. Niepewnie weszłam do pokoju Wandy.
Drzwi do łazienki były uchylone, a dobiegający z zewnątrz szelest sugerował, że ktoś jeszcze przed chwilą się tam kąpał. Wsysana z impetem woda w wannie przypomniała mi końcówki romantycznych uniesień z Alą, kiedy to niby dla zabawy słuchałyśmy wycia uciekającej wody, siedząc jeszcze dobrą chwilę w wannie.
Powróciłam pamięcią na moment do tamtych czasów, gdy po raz pierwszy w życiu usłyszałam to szalone i piękne słowo – właśnie w łazience. Idiotyczne – pomyślałam – co za fantastyczne miejsce do wyznania.
– O czym tak namiętnie myślisz – usłyszałam zza pleców głos trenerki. Wanda weszła do pokoju tak cicho, że nie zauważyłam wcześniej jej obecności. Rozczesane długie, czarne włosy przesłaniały kawowe ramiona. Właśnie teraz dostrzegłam jej południową urodę i kobiecość, którą chowała pod amazońskim strojem podczas treningów. Była ładna i świeża niczym wiosna.
– Smutno będzie się rozstawać – nawiązałam do jej pytania, dodatkowo przybierając minę jak najmniej wesołą. – Chciałabym za rok wybrać się na taki sam kurs jazdy, tylko że dla bardziej zaawansowanych.
Pełna różnorodnych domysłów – spotkanie kobiet
Właśnie na ten temat chciałam z tobą porozmawiać – ciągnęła rozpoczęty dialog. Usiadła na łóżku w taki sposób, że z łatwością uchwyciłam wzrokiem czarne majteczki pod ręcznikiem. – Widzisz, zauważyłam, że radzisz sobie z koniem lepiej niż inni. Wszyscy zakończyli etap nauki na galopie i pierwszej przeszkodzie jaką był leżący drąg. Widziałam, jak naprowadziłaś Narcyza na przeszkodę 30-centymetrową. To był dobry skok. Chciałam więc zaproponować tobie wspólne jazdy w pobliskiej stadninie.
Nie czekając na moją odpowiedź, Wanda wstała i przyniosła wyjętą z szafy butelkę markowego wina. – Napijesz się? – spytała, stawiając dwie szklanki. – Ostatni dzień nauki trzeba opić, by nie zapomnieć o prawie dwóch miesiącach harówy – dodała, mrużącswoje fiołkowe, duże oczy. Czułam, że rośnie we mnie sympatia dla tej kobiety, którą nazywaliśmy za jej plecami żołnierzycą, a to ze względu na polecenia, jakie nam na treningach wydawała tonem nie znającym sprzeciwu.
Wzniosła toast: – Za to co było, jest i będzie – zaproponowała, podając mi mój przydział trunku. Ten dziwny toast zaintonowany został w aktorskim stylu, z największym akcentem na ostatni wyraz. – Za konie -dopowiedziałam i wychyliłam pierwszy łyk. Wanda skarciła mnie szybko za minimalizowanie toastu, podkreślając, że pierwszy toast pije się zwykle do końca. Podobało mi się, w jaki sposób to powiedziała.
Szklanka wina wpływa na decyzje
Po kilkunastu minutach ten toast czułam w każdym zakamarku mojego ciała. Rozchodził się pod skórą, dając mi poczucie lekkości. Wanda w trakcie rozkręcania się rozmowy przebrała się w łazience w przewiewną, krótką sukienkę i podtrzymując cały czas dialog zapytała, czy myślę nad jej propozycją weekendową. Ta sukienka, szklanka wina i coraz luźniejsze samopoczucie sprawiły, że zainteresowana byłam coraz bardziej swoją rozmówczynią. – Wiesz co, to nawet niezły pomysł z jazdą konną w wolnych chwilach. Same zalety: sport, świeże powietrze i figura… Spojrzałam na Wandę jakimś dziwnym wzrokiem, gdyż ta przylgnęła do niego na chwilę, jakby badając jego treść.
– No a co się z tym wiąże, lepsza kondycja fizyczna – dokończyłam. Wanda nic nie mówiła. Nalała kolejkę. Odniosłam wrażenie, że chce mnie upić. Pomimo swobody, jaką odczuwałyśmy w rozmowie i zachowaniu względem siebie, wszystko to, co się działo, było jakieś sztuczne. Może Wanda wyczuła kim naprawdę jestem? Może ma ten sam problem z sobą, co ja? Lubiłam bawić się słowem, nadawać mu dwuznaczną wartość. Postanowiłam tę umiejętność rozwinąć, teraz, natychmiast. Już prawie chciałam ją zaskoczyć jakimś stwierdzeniem o erotycznym podtekście, kiedy Wanda rzuciła banalne hasło: – Czas chyba na brudzia, zresztą – dodała – kończy nam się butelka.
Znane gesty
To mówiąc, przysunęła się do mnie blisko i splotła nasze ramiona w znanym geście. Chwilę po tym trzeci pocałunek niepewnie jeszcze, ale na dłużej złączył nasze usta. Wanda pierwsza, nieco poirytowana tą sytuacją, bąknęła: – Wiesz, ja… ja… Nie znajdując słów odpowiednich w tym momencie, podsumowała dowcipnie chichocząc: – Ale numer!
Także, nie śmieszyła mnie ta sytuacja tym bardziej, że krew jakby z większym impetem wirowała we mnie, podnosząc tym samym moje podniecenie na pierwszy stopień erotycznej drabinki. Nie namyślając się długo, chwyciłam Wandę za rękę i delikatnie przyciągnęłam do siebie. Patrzyła na mnie tymi swoimi fiołkami jak dziecko. Jakaś siła wewnętrzna nie pozwalała mi teraz wpić się zwierzęco w jej usta. Przytuliłam ją. Drżała, choć nie był to ani strach przede mną, ani obawa o to, co może nastąpić. Czułam jej świeży zapach wymieszany z alkoholem i ciepło ciała, które wciskała teraz we mnie, jakby chciała je we mnie schować. Nie odważyła się na jakiś dalszy krok.
– Pięknie pachniesz – wyszeptałam do jej ucha, muskając je subtelnie wargami. – Pachniesz miłością tak, jak pachną wiosną marzenia.
Fiołkowy kolor oczu
Wanda spojrzała na mnie i dopiero teraz zauważyłam, że jej fiołkowe oczy coraz bardziej wilgotnieją. Nie mogłam jej wypuścić z ramion. Dziwna siła nie pozwalała mi tego zrobić. Chciałam spytać, dlaczego płacze, jednak w mig uświadomiłam sobie, że przyplątać się mogły do niej jakieś silne emocje, sentymentalne wspomnienia. Subtelnie dotknęłam ustami jej oczu. Uśmiechnęła się. Ten moment wystarczył, abym nie czuła już bariery dzielącej nas w postaci niewidzialnej siły. Słone wargi od łez zbliżyłam powoli do jej ust, czekając na jej reakcję, pierwszą, zdecydowaną. Wanda jakby wyczuła to oczekiwanie i nie czekając co będzie dalej, prawie wessała się pocałunkiem w moje usta. Jej pocałunki były pełne niepokoju, głodu i zachłanności. Nie lubiłam tego typu pieszczot. Pomyślałam, że jej zachłanność da się później złagodzić. Namiętność, jaka zaczęła nami targać, była jak te pocałunki – mocna, nienasycona i gorąca.
Pełna różnorodnych domysłów – spotkanie kobiet
Rzuciła szklankę na podłogę, po czym wyjąwszy moją z dłoni, powtórzyła raz jeszcze ten manewr. Miałyśmy wolne ręce, kolejną spragnioną cząstkę siebie. Krew już nie tańczyła we mnie, ale z siłą wodospadu dudniła w środku. Dotknęłam jej piersi, które lekko unosiły się przy coraz krótszych oddechach. W tym czasie jedną dłonią Wanda „masowała” mój pośladek, a drugą wplotła w moje czarne włosy, pomrukując cicho jak kotka. Te pomruki wyzwoliły we mnie nową falę emocji. Wzbierające pożądanie rozsadzało mnie od wewnątrz ze zdwojoną siłą.
Odnalazłam zamek przy jej sukience. Szarpnęłam nim ostro w dół, wzbudzając w przyjaciółce silniejsze emocje, bo już po chwili z impetem zdarta została ze mnie kusa spódniczka. Wolną od pieszczot dłonią rozpięłam bluzkę. Wanda najpierw delikatnie rozsunęła jej brzegi, uwalniając tym samym spod materiału mój sterczący już biust, a w chwilę później szeptała, dotykając sutka opuszkiem palca: – Nie, nie mogę, nie. Starałam się zamknąć jej usta swoimi wargami, jednak co jakiś czas wśród pieszczot dało się słyszeć jej: – Dosyć, nie, nie chcę, nie wolno nam.
Czy ma to sens?
Nagle brutalnie odepchnęła mnie od siebie i dygocąc cała, wyrzuciła z siebie: – Idź, to nie ma sensu. Kiedy ogłupiała z wrażenia stałam tak przed nią w samych tylko majtkach, usłyszałam powtórnie, ażeby wyjść i to szybko. Wanda nie patrzyła już na mnie tak samo jak przedtem. Uciekała wzrokiem przed moim zdziwionym spojrzeniem. Poczułam, że jakiekolwiek pytania w tej sytuacji są zbędne. Szybko więc ubrałam się i wyszłam, mając pretensje sama do siebie, że w ogóle tam poszłam.
Kiedy weszłam do pokoju, dziewczęta tryskały szampańskim humorem. Nie chcąc wzbudzać podejrzeń swoją przygaszoną miną, oznajmiłam im w drzwiach, że właśnie potwornie rozbolał mnie żołądek. Nie zważając na panujący w pokoju hałas, postanowiłam się położyć. Był chyba środek nocy, kiedy z sennego letargu wyrwał mnie histeryczny krzyk Baśki: „O Boże, Wanda się powiesiła!” Minął rok, nim dowiedziałam się, że Wanda już dwukrotnie przedtem próbowała to zrobić. Nikt nie znał przyczyny tych kroków. Może… Nie, to niemożliwe.
Komentarze
Prześlij komentarz