Na pustej plaży romantyczne co nieco. Tegoroczny lipiec był tak koszmarny, że przyjazd do małej, nadmorskiej miejscowości wydawał się pomysłem całkiem chybionym. Już od pięciu dni było szaro, mokro, ponuro. Nocą wzburzone morze huczało, nie pozwalając zasnąć. Wokół przenikliwa wilgoć, wiecznie mokre włosy i lodowata mżawka osiadająca na twarzy. Nie pomagał nawet gruby sweter włożony pod dresy – cały czas drżałam jak listek. Niefortunni wczasowicze, szczękając zębami dzielili się między sobą najnowszymi wiadomościami z prognoz meteorologicznych.
Niestety, nie brzmiały optymistycznie. W zapowiedziach aż roiło się od aktywnych zatok niżowych i informacji o chłodnym powietrzu polarno-morskim napływającym nad wybrzeże, a temperatura wciąż bardziej przypominała późną jesień niż środek lata. Mimo to nie traciłam nadziei, wypatrując w skłębionej masie ciemnych chmur chociaż skrawka błękitu. Wszystko było takie ponure! Zmęczyły mnie książki, znudziły wieczorne brydże w gronie przygnębionych towarzyszy niedoli. Przesiąknięta wilgocią pościel nie sprzyjała nastrojowi urlopowej beztroski. Zaczęłam poważnie myśleć o powrocie do domu.
Dziś wstało słońce
Nagle, po tygodniu, zdarzyło się coś zupełnie niesłychanego – rano obudziło mnie słońce! Tak właśnie rozpoczął się kolejny dzień. Tym razem prawdziwie letni, złocisty, słoneczny. Ponurą i pustą dotychczas plażę zapełnili uszczęśliwieni wczasowicze. Moje brydżowe towarzystwo radośnie układało plany na najbliższe dni, w których nie było już miejsca na karty. Świetnie, miałam dosyć brydża na cały rok!
Ten wieczór postanowiliśmy spędzić w dyskotece. Wszyscy mieliśmy ochotę trochę potańczyć, wypić kilka drinków – w końcu po to są wakacje!
Na pustej plaży
Wieczór był ciepły, pełen obietnic. Dokładnie taki, o jakim marzymy przez całą zimę. Po kąpieli długo szczotkowałam umyte włosy. Gdy spłynęły na plecy ciemną połyskliwą falą, wyjęłam z szafy letnie sukienki. Cieszyły oczy pastelowymi barwami, powiewnością tkanin. Jaka miła odmiana!
Starannie tuszowałam rzęsy, nakładałam na powieki brzoskwiniowy cień, podkreślałam konturówką zarys ust. Jeszcze tylko suknia – wybrałam prostą, przypominającą w kroju koszulkę, w odcieniu jasnego różu. Delikatna barwa podkreślała lekką opaleniznę ramion i wysoko odsłoniętych nóg. Oczywiście, ten sympatyczny kolorek był efektem kilku wizyt w miejscowym solarium. Serdecznie nie znosiłam spotkań z wściekle warczącym i buchającym jaskrawym blaskiem urządzeniem, ale rezultat wart był tych poświęceń – z lustra patrzyła na mnie dziewczyna w niczym nie przypominająca walczącego z deszczem i wiatrem bezpłciowego stworzenia.
Stukanie do drzwi przerwało mi studiowanie własnego odbicia.
– Ewa – usłyszałam głos Krzyśka, jednego z moich brydżowych partnerów – gotowa jesteś? Idziemy?
Otworzyłam drzwi i pokój wypełniła grupka rozgadanych gości.
– Słuchaj, ty jeszcze nie znasz Darka – Krzyś przedstawił mi wysokiego blondyna. Ten to wiedział kiedy przyjechać!
Kto nie zna Darka
Wyciągnęłam dłoń, obrzucając nieznajomego szybkim spojrzeniem. Wyglądał interesująco – spodobały mi się przyjazne oczy, nieśmiały uśmiech, złotawy zarost porastający szczupłe policzki.
Dyskotekowe szaleństwo porwało nas natychmiast. Nie przeszkadzała głośna muzyka. Przeciwnie, wtopieni w kłębiący się na parkiecie tłum, wtórowaliśmy słowom piosenki: “…lato, lato wszędzie, zwariowało, oszalało moje serce…”
Nie wiadomo kiedy mijały kolejne godziny. Gdy usiadłam na chwilę przy barku, nagle przygasły reflektory. Agresywne brzmienie rocka zastąpiła spokojna melodia.
– Zatańczymy? – tuż obok mnie pojawił się Darek. Uśmiechnęłam się: – Chętnie, chodźmy.
Dopiero na parkiecie zorientowałam się, jak bardzo jest wysoki. Z przyjemnością wtuliłam się w silne ramiona, poddając się rytmowi muzyki. Darek, młodzieńczo gibki, poruszał się z wdziękiem zawodowego tancerza. W przyćmionym świetle widziałam złociste lśnienie włosów, błysk zębów w rozchylonych ustach.
Resztę tego wieczoru spędziliśmy razem. Wkrótce okazało się, że równie przyjemne jak taniec są chwile rozmowy na tarasie, gdzie nie przeszkadzał nadmiar decybeli. Wspólne wyjście w ciepłą noc wydawało się naturalnym zakończeniem świetnej zabawy. Darek zaproponował spacer brzegiem morza, zgodziłam się z radością. Nie chciałam rozstawać się z nim. Jeszcze nie…
Na pustej plaży
Zrzuciłam pantofelki. Powoli szliśmy przez pustą plażę, moja ręka utonęła w ciepłej dłoni Darka. Daleko za nami pozostała dudniąca dyskoteka, otuliła nas cicha noc. Byliśmy zupełnie sami, zagubieni gdzieś między uśpionym morzem, a tonącym w mroku lądem. Zabawne, ten chłopak, o którego istnieniu przed kilkoma godzinami nie wiedziałam zupełnie nic, stał mi się nagle tak bardzo bliski!
Stajemy naprzeciw siebie. Darek powoli zsuwa cienkie ramiączka i luźna sukienka opada, tworząc świetlisty krążek wokół moich stóp. Pochyła się i – cichy, skupiony – uwalnia mnie z koronkowych majteczek. Za chwilę sam jest również zupełnie nagi i nic już nie przesłania wspaniale zbudowanego ciała. Z każdego centymetra gładkiej skóry emanuje zmysłowość. Patrzę, podziwiam szerokie ramiona, wąskie biodra, długie, muskularne nogi. Podchodzę bardzo blisko, przytulam policzek do piersi mężczyzny, dłonią gładzę jego włosy, zdumiona ich miękkością i delikatnością. Powoli opadam na kolana, całuję płaski, twardy brzuch. Pragnę w nieskończoność przedłużać te pieszczoty, upajając się ciepłem skóry. Rozgorączkowana, zachłannie przesuwam dłonie po jędrnej wypukłości pośladków, docieram do wnętrza ud, a moje palce wędrują coraz wyżej i wyżej, by po chwili leciutko zamknąć się na aksamitnych jądrach.
Stoi nieporuszony i tylko wyczuwalne drżenie pozwala się domyślać, ile wysiłku kosztuje go ten kamienny bezruch. Jednak kiedy moje usta zamykają się na wzniesionym, naprężonym członku, posąg ożywa. Słyszę ciche westchnienie i dwie silne dłonie spoczywają na moich splątanych włosach. Wilgotny czubek języka dotyka powierzchni nabrzmiałej żołędzi, potem przesuwa się powoli aż do nasady pulsującego, gorącego członka. Głęboko chowam go w swoich ustach. Nie mogę już zaczerpnąć powietrza, nieruchomieję, a Darek delikatnie uwalnia się z uścisku moich warg i układa na piasku. Przez jeden oszałamiający moment jego usta obejmują spęczniały stożek mojej piersi. Odrywam jednak ciężką, oporną głowę, odsuwam dłonie, niecierpliwie rozchylające moje uda. Gaszę zdumiony protest, gładząc uspokajająco szorstki policzek.
Wyprężone ciało
Za chwilę unoszę się nad nim, lekka, spragniona, koniuszkami palców sama rozchylam wilgotne płatki i opadam… Masywny członek zagłębia się we mnie milimetr po milimetrze. W dłoniach Darka znikają drobne pagórki moich piersi. Doświadczone palce drażniąco muskają nabrzmiałe aż do bólu sutki, lekko je ściskając, po czym znów obejmują krągłą wypukłość. Gorące fale gwałtownie rosnącego podniecenia przenikają moje wyprężone ciało, a jego mocne, rytmiczne ruchy podsycają namiętne pragnienie. Próbuję z całej siły powstrzymać bliski już spazm rozkoszy, chcąc jak najdłużej cieszyć się tą najcudowniejszą chwilą oczekiwania na spełnienie. Jak doskonale się rozumiemy!
Na pustej plaży dłonie Darka uwalniają moje piersi i nakazująco zamykają w uścisku wąskie biodra. Nieruchomi, zawieszeni gdzieś między niebem a ziemią, tracimy poczucie czasu… Nie wiem, ile upływa tych jedynych na świecie minut, zanim znów czuję mocne, przeszywające drżeniem ruchy nabrzmiałego członka, nie ustępliwie wnikającego w moje gorące wnętrze. Pochylona, całuję jego rozchylone usta, chowam twarz we włosy, pachnące morzem i wiatrem. Koniuszkiem języka poznaję kształt płatka ucha, by po chwili powrócić do wilgotnych, gorących ust…
Stało się – strumień nasienia tryskający w głąb mojego ciała przywołuje wspólny spazm rozkoszy. Po długiej, długiej chwili opadam, wtulając się w ciało Darka tak mocno, jak tylko potrafię – cicha, nieruchoma. Powoli uspakajają się nasze oddechy, cichną uderzenia serca, a namiętność ustępuje miejsca czułości, radości i wdzięczności. Nasycona i szczęśliwa, przytulam usta do drobnej żyłki pulsującej na skroni Darka. Jego ręce gładzą delikatnie moje plecy. Oboje czujemy lekki, chłodny podmuch od strony morza, gdzieś daleko na horyzoncie niebo rozjaśnia się obietnicą nadchodzącego poranka. Cóż, każda noc musi się kiedyś skończyć… EWA, Na pustej plaży. Seksrety 11/1996.
Komentarze
Prześlij komentarz