Zabiorę Cię na Majorkę, czyli stracone złudzenia



Zabiorę Cię na Majorkę. Anons był inny. Konkretny i nie schematyczny. Imponował odwagą, determinacją i tajemnicą, Niepogodzony jeszcze z licznymi niepowodzeniami, postanowiłem dać sobie szansę. Ostatnią. W sposób jasny przedstawiłem swoje oczekiwania i możliwości. Na odpowiedź zbytnio nie liczyłem. Zakładałem, że na takie ogłoszenie ruszy lawina listów od tych jurnych i obdarzonych. Wszystkie dni były podobne. Nerwowe i chaotyczne. Był piątek. Szary i wyjątkowi nerwowy. Telefony nie dawały spokoju.

Zadzwonił kolejny. – Słucham – warknąłem zniechęcony. – Mówi Marlena z Radomska. Możemy się spotkać? Odebrało mi oddech. – Nie jestem na to przygotowany – odparłem w końcu. Próbowałem zebrać myśli i zyskać na czasie.

– Mogę przyjechać o siedemnastej? – Pracuję do szesnastej. Może o osiemnastej? – Podaj jakieś znaki rozpoznawcze. Podałem numer samochodu i kolor. Ustaliliśmy miejsce spotkania. Trema i napięcie nie pozwalały mi na uporządkowane działanie.

Trzęsącymi rękami zrobiłem iniekcję w ciało jamiste, robiąc sobie rozległego krwiaka. Wkurzyłem się na lecącą z ranki krew, która ni i chciała się zatrzymać. Za kwadrans skulona, kutasina stanęła. Z dymiącym fiutem czekałem w umówionym miejscu. W oczekiwania zacząłem układać plan działania. Nie zdążyłem. – Pan Jerzy? – Tak. Usiadła spiesznie w samochodzie. – Ile mamy czasu? – zapytałem. – Jakieś dwie godziny. – Dokąd jedziemy? – Znam hotel w Jarzębiówce.

Za miastem – Dostałaś dużo listów? – Pewnie. Na takie ogłoszenie. – Napisałaś. że możesz to robić w obecności męża. Macie taki układ, że każde z was postępuje dowolnie? – Wszystko jest dla ludzi, ale bez przesad Niepewny treści swego listu, poprosiłem: – Możesz mi przeczytać mój list? – Mam go przy sobie. Zaczęła go cicho czytać. Wyczuwałem, że mój list nie jest jedynym, który weryfikowała.



Zabiorę Cię na Majorkę

Hotelik sprawiał wrażenie dość nie ciekawe. – Gdzie jest recepcja? – zapytałem osobę w barze. – U mnie. Proszę dowód. Życz pan sobie pokój z jednym łóżkiem czy z dwoma? Może być bez – pomyślałem w duchu i powiedziałem, że nie ma to znaczenia. Mroczny pokój posiadał łoże i łazienkę. – Mogę skorzystać? – zapytała. Strach i łomot serca przenikał moją czaszkę, napięcie paraliżowało działanie. Spojrzałem na małego. Wyglądał znowu nietęgo. Zrobiona z wcześnie iniekcja przestała działać. Łudziłem się, że będzie posłuszny i furknie.

Nadzy od pasa w dół, przylgnęliśmy do siebie. Stojąc na środku pokoju, pieściliśmy się jak w transie. Jej wygolona siapitka, jędrna i trochę nabrzmiała – czekała. Mój mały nie działał. mimo tego, że Marlena należała do tych kobiet, które na pieszczoty reagują ciałem i duszą. W dalszym ciągu byłem spięty jak ciasna koszula pod szyją. Jej cudownie jędrną, a zarazem aksamitną skórę przenikał lekki dreszcz na każde moje dotknięcie. Językiem i palcami starałem się wniknąć w jej najczulsze miejsca. Odpowiadała delikatnym, ale pustym jękiem.

Ostateczne spełnienie nie przyszło. Przejęty i smutny przytuliłem ją do siebie. – O czym ty chłopie tak myślisz? – zapytała z uśmiechem. – Reagujesz jak każdy. Mały jest niesprawny, ale masz bardzo sprawne ręce. Poczułem do niej ogromną sympatię. Skoro seks nie jest dla niej wymiarem szczęścia -kombinowałem w myślach, to dostanę szansę na przyjaźń i psychiczne porozumienie.

Dlaczego nie spotkaliśmy się wcześniej?

Zacząłem głośno żałować, że poznałem ją dopiero teraz. Stała mi się nagle bardzo bliska. Jakbyśmy znali się od dawna. – Zabiorę cię na Majorkę. -? – Nie żartuję. Tylko się uśmiechnęła. – Która godzina? – zapytała, sprawdzając na moim zegarku. Niestety, musimy kończyć. Mój biedny mąż czeka w samochodzie. Nie zapytałem, co znaczyło ..biedny”. – Nie chcę go poznać – burknąłem. – Co ci przyszło do głowy? – Tak tylko powiedziałem. – Odwieziesz mnie? – Naturalnie – odpowiedziałem trochę zdziwiony. Ustaliliśmy, że następne spotkania będą w mniej krępujących miejscach. Poprosiłem ją o telefon za dwa dni. Intuicyjnie wyczuwałem, że Marlena nie zadzwoni już nigdy. Wyszła pierwsza. Poszedłem po dowód.

– Proszę sprawdzić, czy to pana, bo jest tu ich od groma – usłyszałem z baru. W euforii pokazałem jej z samochodu, gdzie pracuję i mieszkam. Znowu łudziłem się, że jednak jeszcze się spotkamy. Pożegnała mnie bez słowa. Mimo pewności, że nie zadzwoni, cały poniedziałek był wielkim oczekiwaniem. W połowie następnego dnia dzwoni kolejny telefon. – Słucham? – Cześć. Co słychać? Usłyszawszy znajomą sprzed paru dni barwę głosu, byłem pewny, że to ona. – Czekałem wczoraj na telefon – wyrzuciłem z siebie. – Na jaki telefon? – zapytał głos w słuchawce. Dotarło do mnie, że to nie ona. Zrobiło mi się głupio. Trudniej było, niż myślałem, pogodzić się z klęską. Nie mam już złudzeń.

Więcej amatorskich fotek znajdziesz na → voyeurweb ,

sensualmothers.com

Komentarze